poniedziałek, 28 grudnia 2015

Swieta, swieta i po swietach, jak to ludzie mowia trawiac sledzia w smietanie.

Bylo kilka spiec, zeby nie bylo zbyt nudno. Napierw zepsula sie kosiarka, potem odkurzacz do lisci, a na koncu miktofalowka. I tak jak te dwa pierwsze nie dotycza mojej egzystencji bezposednio, tak naprawde nie wiem jak ludzie zyja bez mikrofalowki. Dziecko na lunch chce wigilijne cwierc krokieta. I co teraz? Czy brac patelke czy garnek do jajek czy piecyk. No to dawaj piecyk, najmniej sie nabrudzi. Ale nie ma bata, nie ugrzeje w 30 sekund, grzeje 4 minuty, a tu jeszcze zimne.
Ile to razy zapominam, ze kawe pije i mi wystygnie, to buch na 20 sekund do mikrofalowki, a tu co? Ten sam dylemat, czy parzyc nowa, czy grzac w garnku do jajek czy tez do piekarnika.
A jaka prawdziwa kulinarna przygoda jest zrobienie kakauka bez mikrofalowki. Wypicie kakauka 20 secund, szorowanie garnka po mleku 12 miut.
Jak dobrze, ze moj pomyslowy Dobromil tu pokrecil tam pokrecil i voila, dziala, bo czulam sie jak czlowiek jaskini ktoremu ktos dwa krzemienie zabral.

Dalej szlo glodko, wkolo choinki, wkolo choinki, czesc pierwsza, otwieramy prezenty od krewnych. Czesc druga, noca przychodzi Mikolaj i wklada prezenty do zawieszonych kolo kominka skarpet. Nie szkodzi, ze Mikolaj musial poczekac az wszystkie dzieci zasna, nie szkodzi, ze zostal obudzony rowno ze sloncem, a tu nagle pomyslowy Dobromil mowi, czekajcie nie schodzimy jeszcze na dol bo baterie do kamery video padly, dajcie mi troche podladowac. Czy ty zartujesz? Tego sie nie da zrobic, starsza mowi, my ci potem ten entuzjam odegramy raz na jeszcze, ale nie czekamy. Na co mlodsza w placz, ze ona lubi takie pamiatki, ze ona lubi po latach patrzec na swoje reakcje i ze one nie chce, ze ona blaga abysmy nie otwierali bez kamery. No to czekamy... Starsza robi kulka na czole, na pewno balwanki, atmosfera wspanialych rodzinnych swiat. No, juz mozna. Kamera, akcja, otwieramy. :P

I niby wszystko fajnie, swieta spokojne i wesole, ale czulam, ze to jeszcze nie koniec, bo co jakis czas telepala mi powieka, zupelnie bez powodu. I niektorzy mowia, ze to brak magezu, ale to nie prawda, bo ona nie telepie regulanie, ona telepie tylko czasami, telepatycznie. Czekalam wiec, co sie wydarzy. Na piersze swieto zaprosilismy rodzine menza, czterech doroslych, trojka dzieci. Jakos tak zawsze przy takich imprezach miesiwem zajmuje sie monsz. Od poczatku trzymalam sie faktow ze u nas w PL robi sie tylko kotlety schabowe i odgrzewa parowki i nigdy  za zadna wieksza zdobycz sie nie bralam. Ale mlodsze dziecko pod choinke dostalo tetherball (taka pilka na sznurku, ale nie ze jojo ani ta odpustowa na gumce. Sprawdzilam, ponoc w PL to sie zwie pilka na uwiezi ;) i monsz chyba myslal, ze to preznet dla niego i zupelnie sie w tej grze zatracil. Mysle sobie, ze taka szynka to chyba prosta sprawa, sa instrucjke zalaczone, ile piec na ile funtow, kalkulator mam w telefonie to dam rade. Jest napisane ze szynke zawinieta w folie aluminiowa wkladamy do piekarnika. A nie wiem czy ta folia w ktorej byla zakupiona to folia w ktorej moge piec czy nie. Polysk jest jak w folii alumiowej, kto by tak szedl nie na reke zeby nie zawinac od razu w to co trzeba? Dla pewnosci pytam sie menza, i nie wiem czy mu jeden punkt brakowal do wygranej, ale potwierdza, wiec buch do pieca. Wraca za jakis czas do domu, ze z tom szynkom to jusz najwyzszych czas, a ja jak ta dobra gospodymi odpowiadam, ze juz od dawna jest w piecu. Monsz zaglada, a tam... okazalo sie, ze to byl jednak plastik. Wyciagamy, robimy oddychacnie usta- usta, zdzieramy warstwe wierzchnia, robimy operacje plastyczna, wychodzi nam Donatella V. Wyciagam ze skrytki rolke folii aluminiowej aby to co nam wyszlo w nia zawinac ijak instrukcja kaze zapiec, a tam tylko 6 i pol centymenta tejze folii zostalo. Lece do sklepu. I tak jak zawsze uwazam, ze ludzia w swieta powinni miec sklepy zamkniete, tak wbrew swym zasadom, lece po te folie. Jeden sklep zamykaja mi tuz przed nosem i nie mam sumienia blagac tej dziewczyny przebranej za Mikolaja, bo widze po oczach, ze ona juz tez ma dosyc. Lece do drugiego ale jest zamkniety, gnam na stacje benzynowa, ale tam, mimo, ze maja prawie wszystko, nawet wino, jakby ktos chcial sie napic podczas tankowania, ale folii aluminiowej jednak nie maja. Nim poszlam po rozum do glowy zeby pozyczyc jak za starych dobrych komunistycznych czasow od sasiadow, dzwoni monsz, zebym juz nigdzie nie jezdzila,  ze on juz to cos wrzucil go garnka i tak sie musi upiec, bo juz przyszli goscie.

I reszta juz szla gladko i przyjemnie az zadzwonili nasi goscie ze ich dziecko po powrocie od nas zwracalo cztery razy.

Na szczescie na Sylwestra idziemy w gosci. ;)

Zycze Wam wiec, aby was nigdy zadne braki w zyciu nie zaskoczyly.  Aby nigdy nie zabraklo wam folii aluminiowej ani tym bardziej papieru toaletowego, ani wina, a najwazniejsze, aby wam nigdy nie brakowalo zdrowia, poczucia humoru, milosci ani dobrych i fajnych ludzi.

I tanczymy makarene.
Albo Marylke Rodowicz.
Panie prosza panie.


poniedziałek, 30 listopada 2015

Gwiazdorku, gwiazdorku co masz w tym worku?

Ostatnio zeszlismy na piekny temat- wiary w sw. Mikolaja, a u nas takze w Gwiazdora, bo u nas Mikolaj przychodzil 6-ego grudnia i glupi nie byl, dwa razy chodzil. Lekko mial, zazwyczaj przynosil produkty czekoladopodobne i pomaranczko, a dopiero potem, 24-ego, przychodzil jego bardziej wypasiony, bogaty krewny i to on przynosil lepsze prezenty. Nie przynosil rowno, bo do dzisiaj nie moge przebolec dlaczego ja dostalam takie fajne prezenty, a Ania spod dwojki tylko orzechy i smycz dla zaby (zaba to na szczescie pies)? Czy u niej byl balagan czy okna nie umyte, ze Gwiazdor tak okrotnie ja potraktowal, ze my wszyscy w tej samej klatce schodowej to conajmniej hula hop albo kostke rubika, a ona smycz.

Slizgalam sie przed domem na slizgawce i tylko troche mnie dziwilo dlaczego ojciec te stare walizki z garazu tak w srodku zimy na chate telepie, skoro i tak sie nigdzie nie wybiera. Sadzilam, ze moze stare ubrania bedzie sortowal bo wiadomo, ze wtedy niczego sie nie wyrzucalo.

I wpadl z wizyta pan Marek i zapytal nas czy czekamy juz na Gwiazdora i brat starszy odrzekl, ze Gwiazdor to mama i tata. Pan Marek odrzekl, ze nononono, hohohoho, ty juz chyba jestes dorosly. Hmmm, o co cho nie zrozumialam, ale skoro ludzie ktorzy bredza budza taki podziw i szacunek to ja tez od tej pory wszystkim mowilam, ze Mikolaj to mama i i tata. Mozna powiedziec, ze sialam propagande. 

Gdy pomagalismy babci w ten dzien swiateczny wycierac naczynia nagle serce me zamarlo i gdyby nie bylo mlodsze to na pewno by mi z wrazenia peklo, bo w odbiciu w szybie zobaczylam plaszcz samego Gwiazdora. A dopiero co mi Gwiazdorek pod okraglakiem mowil, ze mam byc grzeczna bo on wszystko widzi! I stal tak za oknem na drugim pietrze i przestalam oddychac ale uff, to bylo tylko odbicie swetra babci.

Kiedy to uswiadomienie propagandowe przerodzilo sie w prawdziwa utrate wiary sama nie wiem.

Starsza czesto sie pytala czy to rodzice czy Mikolaj przynosza prezenty i mowilam, ze tym ktorzy nie wierza przynosza rodzice, a tym ktorzy wierza Mikolaj.
-uff, odpowiadala, wy to ale na tym, ze wierze oszczedzacie!

Az kiedys rzekla z kamienna mina
- spojrz mi w oczy i przysiegnij, ze powiesz prawde
I tak tez zostala uswiadomiona.
Zapytalam czy uwaza, ze moze od razu powinnismy uswiadomic mlodsza, ale uznala, ze bronboze i stoi teraz na strazy jej nieswiadomosci.

Tutaj u nas wogle nie ma tradycji sw. Mikolaja, tego z 6-ego grudnia, ale jak mowia urocze goralki, kto bagatemu zabroni. Uznalam, ze chce aby moje dzieci mialy te same tradycje to i Mikolaj przynosi im do butow prezenty. Nic szalonego, ale zawsze cos tam im wrzuce. Potem szly do szkoly i bardzo sie dziwily jak ja nad ta Ania spod dwojki, dlaczego przychodzi tylko do nich i do tej dziewczynki co ma ojca Niemca? Wytlumaczylam im, ze to dzieki matce Polsce, nadrabia drogi, bo dzieki swemu pochodzeniu sa widocznie u niego na liscie.

Gdy starsza dowiedziala sie, ze z tym Mikolajem to taka zabawa w tradycje, uznala, ze nikt jej nie zabroni aby i ona wlasna tradycje stworzyla. Sa juz wrozki zebuszki, sa Mikolaje, to ona wziela pod wlos mlodsza, ktora nie lubila zielonego groszku, ze jesli zje cala lyzke a jedno ostanie ziarenko schowa pod poduszke to przyjdzie do niej wroszka groszkowa i zostawi jej pieniazek. I tak przez cale dziecinstwo podkladala jej jakis drobny pieniadz.

I wszystko fajnie tylko czasami dziwnie gdy mlodsza innym dzieciom tlumaczy, ze kupe kasy traca nie chowajac ostatniego ziarenka groszku pod poduszke i nie bawia sie w nowoczesna wersje krolewny na ziarnku grochu.

Czekam, az i ona powie, przysiegnij, ze powiesz prawde, sama prawde i tylko prawde i czuje ze starszej sie wtedy za te grochowa wrozke oberwie. 

A wy i wasze dziecka kiedy straciliscie wiare w magie swiat?


wtorek, 13 października 2015

Bawimy sie w gwiazde ;)

Przychodzi Miska i Maly Psychopata, niby trzezwe a mowia, ze jest jakas nagroda, ale nie do odebrania, ale za to sa pytania.
Bawimy sie wiec w telewizje. Miska bedzie Alicja Resich Modlinska, a Maly Psychopata Opraha Winfrey.
Ja oddycham do torebki, zeby sie tylko nie spocic pod pacham tak, ze zaleje mi oparcie fotela.
Swiatlo, kamera, akcja.

1.Piszę blog, bo …
Odpowiem jak Adam Miskiewicz zapytany o tajemnicze czterdzieci i cztery.
Jak pisalem wiedzialem, teraz nie pamietam.
Byl jakis powod, na pewno dobry, zeby sie troche odkryc, zabawic, chyba w eksibitionistke, pisarke, no i nade wszystko, ze jak juz wszystko zapomne, to jesli adresu na bloga nie zapomne, to sobie to wszystko przypomne.
A odwagi, bo matko ze mnie to taki tchorz, ze nawet nawet otwarcie bloga uwazam za wielki wyczyn, tej odwagi dodala mi wtedy notka Ani M. :)

2. Gdy miałaś naście lat Twoim guru i autorytetem  była/był … 

Chyba brat. Byl (i jest) trzy lata starszy. I nie ze bylismy najlepszymi przyjaciolmi, ile razy jakby sie dalo wymienilabym go na siostre, albo jeszcze lepiej na psa, ale imponowal mi cholernie i wszysco co dobre i zle to prawie zawsze po czesci to jego zasluga lub wina. Od muzyki, koncery ach te koncerty, po ksiazki, te wszystkie  Ptaski, Rzeznie, ktore dzieki niemu czytalam jeszcze w podstawowce.

3. Jak tamta fascynacja ma się do dziś, gdy masz dziesiąt lat?

Nadal szacun, ale juz inny. Zdecydowanie juz sie od jego wplywow uwolnilam, ale gdy kupuje aparat fotograficzny albo kindla to zawsze zasiegam jego opinii. I wiem, ze moge na niego liczyc.

4. Z nieba spadło Ci 10 tyś. zł , ale możesz je wydać tylko na siebie. I co zrobisz?

Hmm, za malo na nowy dom czy samochod, wystarczy na jakis fajny wyjazd.

5. W codzienności nie mogłabym  obyć się bez … 

Kawusi i interneta, ale jeszcze bardziej chyba poczucia humoru i ludzi. Uwielbiam ludzi ktorzy potrafia mnie rozbawic. No i oczywisice nie moglabym zyc bez tych wszystkich ktorych kocham najbardziej na swiecie.

6. A na emeryturze to chciałabym …
Nosic kapelutek jak ta dama, jezdzic samochodem z odkrywanym dachem a najwazniejsze abym nadal umiala i chciala sie cieszyc zyciem.

7. Jak książka to z gatunku … 

Forma jest dla mnie chyba wazniejsza niz tresc. Musi byc dobrze napisana. Moga byc i ufoludki i golasy, ale nie moga byc zdania nierozwiniete i niedorozwiniete.

8. Czasem mi wstyd, ale do łez wzrusza mnie …

Chyba mi nie wstyd. A juz na pewno lez wzruszenia.

9. Są przedmioty, które kojarzą się z dzieciństwem. Dla mnie to …

O matko! Cukierki krowki, chinskie piorniki z pachnacymi gumkami, pioro na atrament lub naboje, paprykarz szczecinski, mielonka w puszce, jaka to byla? Ale byla pyszna. Papierowki. Jak widac samo zarcie. :P To jeszcze syrenka i wigry 3.

10. „Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma..” Masz takiego bzika na jakimś (albo czyimś) punkcie?

Ksiazki, jazz, wino, zdjecia, urzadzanie domu, kubki, miseczki, muszelki i inne pierdolki do domu w morskich klimatach.

11. Każdy ma jakiś talent. Ty masz w darze od natury …

Ani cycki, ani nogi, ani glos. No nie wiem. Gdzie jest ksiazka skarg i zazalen?



Uff, przerwa na reklame.


To teraz ja, nominuje  moich czytelnikow i sama wymyslam pytania:

twoj pierwszy raz, twoj drugi raz i twoj ostatni raz. :P
No dobra to nie, te sa tylko dla chetnych na szostke. ;)
A dla wszystkich:

1) pierwszy blog na ktory trafiles (szukajac zdjec porno. :P)?
2) czy kiedys cos ukradles?
3) polecam ksiazke/ pisarza/ pisarke
4) film na ktorym plakalas
5) ulubiony kolor. a co!
6) marzy ci sie podroz do...
7) najwieksza zaleta
8) najwieksza wada, ale bez takich, ze mam ciagle posprzatane. ;)



poniedziałek, 5 października 2015

Pazdziernik?

Matko jak te tygodnie i miesiace leca. Czlowik machnie noga, mrugnie powieka i znowu z niczym nie zdazy, bo juz jestesmy w nastepnym odcinku i nastepny miesiac sie klania i do nowych refleksji sklania.

Mlodsza miala taki projekt w szkole, zrobic broszure na temat dowolnie wybranego miasta. Praca w grupach. Rozne byly pomysly: Paryz, Londyn, Londyn, Paryz, az tu padla nazwa miasta polskiego na litere P, w ktorym w samo poludnie na ratuszu trykaja sie koziolki. No i jak taki Londyn czy Paryz moga konkurowac z tymi koziolkami? Jak mozna bylo zaprojektowac wieze Eiffel'a i niczego na niej nie umiescic poza antenka? Gdzie tu Big Ben chce konkurowac, skoro nawet kazdy porzadny zegar ma chciaz kukulke, a tam nic,  kompletnie nic, zadnego elementu ruchu, zadnej niespodzianki.
I tak oto cala grupa glosuje i wszyscy chca poznac blizej to fantastyczne miasto na P. Poznaj Poznan.

Mlodsza produkuje te ulotke i raz po raz okiem specjalisty zerkam, jest Abakamowicz, jest Stary Rynek, jest katedra, oczywiscie najwiecej miejsca poswiecono koziolkom, jest zamek, nasze centrum kultury i zachwytu i wielu wzruszen. Ale co ja czytam "zamek moze z zewnatrz nie zachwyca..." dalej nie czytam! Hejze, z zewnatrz nie zachwyca??? Wolam dziecko. JAK TO nie zachwyca skoro zachwyca? Dziecko: JAK TO zachwyca skoro nie zachwyca? (Jak z tym Slowackim co wielkim poeta byl). Czy my patrzymy na ten sam zamek, ktory cale zycie mnie zachwycal?? Ten sam, ale ich nie zachwyca. Ale mamo dziecko mowi, nie martw sie, napisalam, ze z zewnatrz nie zachwyca ale kryje w sobie wiele wspanialych wspomnien- pamieta czasy cesarza Wilhelma II. Ekhm, dziecko drogie, tu tez trudno sie zgodzic,ze to takie zachwycajace dla nas wspomnienie,
ten cesarz zaborca.





I chce czy nie chce nachodza mnie wspomnienia.

W tym zamku bylo kino palacowe z bardzo niewygodnymi krzeslami.
I duzo bardziej lubilam kino Merkury
I kino to zachwycalo mnie nawet gdy do niego nie wchodzilam
Bo mialo neon
I gdy przejezdzalismy tramwajem
ciemno, zimno, a w tramwaju czul sie czlowiek tak bezpiecznie
zwlaszcza gdy mial miejsce siedzace. 
I na tym kinie ten migajacy neon zachwycal jak malo co
i zawsze trzymalam kciuki abysmy przed Merkurym stali na czerwonym swietle
 abym sie mogla napatrzec.

Ale neonu juz od dawna nie ma.
I teraz, po latach, wiwat interent, go znalazlam.

I patrze i patrze i az poczulam, ze mam na nogach buty typu relaksy
i zrobiona przez mame czapke w serduszka 



czwartek, 20 sierpnia 2015

Bylo morze w morzu kolek.

Bylo o blatach bylo, no to jeszcze raz.
Nie wiem jak wy, ale u mnie jest jak z ta baletnica co jej rabek spodnicy czy jak to bylo, tylko jednoczesnie jak w tym kawale, co to rozdawali samochody na Placu Czerwonym. Bo ten rabek mi nie przeszkadza, ale mnie inspiruje. Odcinam go, przerabiam, doszywam, podszywam i nagle okazuje sie ze z tego rabka mam odziana mam cala rodzine, w plaszcze, kapelusze, stroje kompielowe a z resztek wyszedl jeszcze zegarek komunijny.
Wymyslilismy sobie ten szybki wakacyjny remont, szybki sie zrobil powolny, jak juz kuchnia to i living room, jak juz blaty to za ciosem od razu kominek, a na dodatek jak juz ten rombek obejrzalam z kazej strony to swierdzialm, ze najlepiej wszystko wymienic, bo tak jak na poczatku nie wiedzialam jakie te blaty panie maja byc, to teraz wizja sie pojawila i rozszalala po calym domu. Zadalam sobie trudne pytanie: czego oczekuje od tych blatow? Jak to czego? Maja odmienic moje zycie, wniesc szczescie, radosc i energie witalna, ktora udzieli sie przy kazdy krojemu pomidora. No i przed oczamimi stanela mi plaza z turkusowa woda i chce poczuc zen i teraz mam wizje i przerabiam dom na domek nad morzem, mimo, ze mieszkam na pustyni, bo przeciez nie bede sie ograniczac.

Moze to u nas rodzinne, moi rodzice mieli faze na lesniczowke. Wtedy w kazdy porzadnym polskim domu byla mebloscianka na wysoki polysk i krysztaly, solidnie i elegancko, a jak ktos sie umial zorganizowac to i turecki dywan mial, a u nas w bloku kurna lesniczowka. Cale szczescie, ze nie bylo porozy, tylko mama sie nauczyla krzykowo haftowac i haftowala jelenie, lisy i kuropatwy i to wieszala na scianach. A jak tata zachorowal na angine i w telewizji pokazywali tylko to pokratkowane kuleczko to i on sie do haftow krzyzykowych przylaczyl i naprodukowali serwet i serwetek, choc nie wiem czy moj ojciec dzisiaj by sie do tego przyznal. No, to u mnie poszlo w kierynku odwrotnym, na ahoj przygodo, hohoho przehyly i przehyly, czyli morze. Od dziecka ich namawialam na fototapete jaka miala moja kolezanka Beatka, tylko ze Beatka miala wodospad, a mnie sie marzylo to morze i palmy, a najlepiej zachod slonca. Jakby sie zakrecili i ten turecki dywan upolowali, to nic tylko bysmy lezeli wygodnie i wygrzewali kosci w cieniu plamy. A tak bieda, z ta lesniczowka. Siosta ma, wtedy 2-czy 3-letnia, tez miala potrzebe plazy i regularnie, mimo, ze nie grzali jeszcze w kaloryferach i pizdzilo jak w kaliskiem na dworku, rozbierala sie do naga, w korytarzu rozkladala recznik i bawila sie w plaze w San Perdo, bo o miescie tym nasluchalismy sie w piosence Krzyska Antkowiaka i tak sie zainspirowala. Grzala sie tak w swej wyobrazni az dostawalala po tylku bo matka miala dosyc brania zwolnienia na zasmarkane dziecko.

Morskie klimaty, mimo, ze nigdy nad morzem nie mieszkalam byly nam jak widac bliskie, a ze nigdy nie zostaly zaspokojone, bo co te dwa tygodnie wczasow w Jaroslawcu czy Debkach? Ten brak fototapety z palma odzywal sie we mnie przez cale zycie, moze to tak jak ci co nie mieli jedzenia podczas okupacji i cale zycie chowali zapasy po kanapotapczanach, tak ja wyziebiona, zawsze mialam potrzebe ciepla i plazowania. Potrzebe nie do zaspokojenia, bo jak pojade nad morze czy ocean to po 2 dniach za bardzo mi wieje, obcych ludzi na plazy tez nie lubie, ale jak wroce to od razu tesknie. Jesli wiec sobie ten dom na domek nad morzem przerobie to moze nawet nie bede musiala jezdzic i bedzie nawet lepiej bo nie bedzie mi wialo, nikt nie bedzie sie kladl za blisko mojego recznika i koszty podrozy tez mniejsze.

I polecialam w te turkusy. A ze nie chcialo  mi sie calej kuchni malowac, to wymyslilam kilka asymetrycznych pasow. Pasy to tez moja specjalnosc. Za pierwszym podejsciem kolor wyszedl tak zazoncy, ze trzeba bylo po domu chodzic w okularach slonecznych; no to juz naprawde jak na plazy w San Pedro. Napocilam sie nad tymi paroma pasami jak Michal Aniol nad kaplica sykstynska, bo musialam mieszac farby, aby ten turks wywazyc tak, zeby intensywnscia nie zabic innych czlonkow rodziny i aby sie nikt nie wyprowadzil. Ale jest panie zen, jak Zenobiusz, siedze i patrze i wzdycham i zachwycam sie praca ronk wlasnych i prawie mi nie przeszkadza, ze majster wyjechal na wakacje i ze nie mam jeszcze tych nowych blatow od ktorych to szalenstwo sie zaczelo.


niedziela, 12 lipca 2015

O blatach kuchennych i ukochanej ciotce

Jutro wyjezdzam, a przed wyjazem postanowilam zrealizowac plan 5-letni. Remoncik kuchni ras dwa ale utknelam troche przy ras, bo cholerka nie moge sie zdecydowac jakie blaty wybrac, a tak byloby milo wrocic i kuchnia gotowa. Czy lepszy jest blat taki troche jak salceson czy troche a la nagrobek? Czy moze zupelnie gladki, ale zeby potem nikt sie nie pytal "a innych nie bylo?" No i dobrze byloby sie tez spakowac gdzies pomiedzy wycieczka do jednego a drugiego sklepu z blatami, gdzie im dluzej patrze tym bardziej wszystko miga mi przed oczami i to co wogole nie podobalo mi sie w pierwszym sklepie wydaje mi sie piekne w tym drugim. I teraz tylko ryzyk fizyk jak bedzie mi sie to podobac gdy zobacze to po raz trzeci we wlasnej kuchni.

Jutro z ranka leciemy na nasze lokalne Mazury czyli do Minnesoty. Plan jest taki, ze nim pokazemy sie tesciowej i  rodzinie menza, to pojedziemy sobie z dziewczynami na cale 10 dni do mojej ciotki ukochanej, naszej rodzinnej czarownicy, ktora jest najwspanialsza ciotka na calym swiecie. Ciotka jest najbardziej zrelaksowana osoba w calej rodzinie, duperelami takimi jak na przyklad balagan sie nie przejmuje i ten jej spokoj tak bardzo sie udziela. Dyskusje z moja ciotka to najpyszniejsza uczta duchowa i nie szkodzi, ze czesto sie nie zgadzamy. To nie tak jak u wielu, ze foch, prosze wyjsc z mojego domu, moja noga w tym domu, w tym miescie, a najlepiej w tym stanie nie postanie. Ciotka prowadzi dom otwarty i kazda osoba jaka przez nia poznalam lub ktora ona przeze mnie poznala, uznala, ze jak juz sobie ubrania z fotela przesunie i miesce sobie znajdzie, to nigdzie indziej nie czuje sie lepiej, nigdzie indziej nie ma tak fantastycznej rozmowy, nigdzie indziej nikt przed czlowiekiem nie polozy tylu ksiazek, gazet, magazynow. Ach, te sniadanka, pizamka, kafka, gazetka i dawaj, co sadzisz o tym i o owym, mniam, mniam. A moje coreczki kochaja swoje o wiele lat starsze kuzynki i nasz pies kocha ich psa i oj ale mam fajna rodzine, no.

Teraz tylko bagatela te blaty, pakowanie i juz nas nie ma.



piątek, 19 czerwca 2015

czujniki

Wakacje stop,
bawie sie w kierowce stop.
Jezdze w przyslowiowa tom i weftom i slucham radia.
Ale zamiast jakiejs wakacyjnej piosenki typu ameby osemki kreslily leci nowa piosenka Taylor Swif. Najpierw wydawala mi sie beznadziejna, potem swietna, a teraz powoli wychodzi mi uszami. Leci w radio co 3 i pol minuty.

Dzieci me bawia sie w aktorki. Oczywiscie w dwoch zupelnie roznych punktach miasta, w roznych teatrach, na szczescie w roznych godzinach odbioru. Mlodsza jest malenstwem w Kubusiu Puchatku, a starsza na naszym lokalnym Broadway'u jest mewa i marynarzem w musicalu Arial. Ociera sie o wielki swiat, bo choreografowie z NY i niektore gwiazdy tez i chyba pierszy raz w zyciu ma kontakt z tak kolorowym swiatem, z gejami, artystami i jest zachwycona.
A ja jestem z nich dumna,bo ja na scenie to moge co najwyzej stanac w stanie przedzawalowym, a jak sie postaram to dygnac i powiedziec bacznosc, poczet sztandarowy wystap (kiedys bylam przewodniczaca szkoly :P).

I tak jezdzimy i sluchany tej Tylor Swift.
Wspominamy  jak to starsza bedac jedynaczka zazadala rodzenstwa mowiac, albo mi urodzicie siostre albo sama sobie urodze.
I mlodsza zapytala, czy faktycznie dziecko moze sobie samo urodzic rodzenstwo?
Tlumacze jej, ze w zyciu  kobiety musi byc wtedy mezszczyzna. Na co mlodsza pyta: ale jak cialo kobiety wyczuwa w swym zyciu mezszczyzne, ze wtedy rodzi to dziecko? Czy kobieta ma jakies czujniki?




czwartek, 28 maja 2015

zakonczenie roku szkolnego

U nas dzisiaj zakonczenie roku szkolnego. 

I przypomnialo mi sie jak w 5-ej klasie pobieglam do kwiaciarni po kwiaty dla pani nauczycielki, a ze sie zgapilam i poszlam rano w dniu zakonczenia , a wszyscy przezorni to juz dzien wczesniej, wiec ostaly sie tylko czerwone gozdziki, a jedyny kolor wstazki jaki kwiaciarni zostal na skladzie byl czarny. To wzielam, zeby nie bylo ze pozalowalam, czy oszczedzilam na wstazce. 

A innym razem panu z ogniska muzycznego skomponowalam najpiekniejszy bukiet- biale gozdziki z biala wstazka. Chyba podswiadomie czulam, ze nalezalo mu sie za cierpliwosc. 

czwartek, 14 maja 2015

Jak na spowiedzi

Dzisiaj bedziemy sie bawic w kaznodzieje, psychologa i psychiatre. Co se bendziemy zalowac?

Ale zabawe zaczynamy od problemu, bo kto bez problemu szuka porady? Bez problemu nie ma zabawy.

Spotkalo mnie swinstwo. Okropne. Prawie jakby mi przyjaciolka chlopaka na dzien przed balem maturalnym ukrada.

Nie podam szczegolow, bo to jak krecenie nozem w swiezo gojacej sie ranie, ale spoko, monsz jest czysty, przyjaciolki tez, to nie o nich historia.

Nie podam szczegolow, bo jeszcze powiecie mi, wiesz bierz siekiere i poucinaj im te glupie glowy, a ja jeszcze was poslucham. :P

Historia troche taka jakbyscie brata zaprosili na wlasny slub, brata co mieszka blisko, nie musi isc na piechote z Indonezji, do tego ma byc swiadkiem. A tu nagle na 2 dni przed slubem okazuje sie, ze brat jedzie na ryby, bo w koncu weekend bez ryb to weekend stracony, tuz przez ceremonia wsiada na rower, bierze wedki i swieze dzdzownice i jedzie ta polna droga hen, a wy stoicie, patrzycie, oczy przecieracie bo to jakby wam pan mlody uciekl sprzed oltarza. Takiego numeru to by sasiad nie wykrecil, a co dopiero rodzina.

Nie chodzi o szczegoly. To tak jak w serialu "Labirynt" gdzie zawsze pisali na koncu, ze wydarzenia sa przypadkowe. Niestety rana jest juz prawdziwa. I takiego bolu rozczarowania drugim czlowiekiem jeszcze nie przezylam i zadne szczere zwierzenia najkochanszym adoptowanym siostrom nie pomagaly. Nie pomagalo, za zamiast tego brata co pojechal na ryby pojawily sie inne wspaniale i bliskie osoby, bo przyroda lubi rownowage, wiec jedno swinstwo wyrownywalo tyle fajnych ludzi i wina i w sumie super uroczystosc, ale niestety bol w plucach trwal i nie dalo sie tego swinstwa przelknac ani winem, ani golabkiem.

Az spotkalam sie z amerykanskimi kolezankami (mamy taka dziwna grupe czterech dziewczyn, dwie wierzace, jedna ateistka, jedna pastorka, poznalysmy sie przez dzieci, a teraz same robimy sobie babskie spotkania, bo nikt kobiety nie zrozumie tak jak inna kobieta). Postanowilam otworzyc te schowana we wlasnej trzewi puszke Pandory, mamy w koncu na skladzie nauczycielke, lekarke i pastorke to se mysle, oszczedze na psychologach. Wiedzialam, ze pastorka powie o mocy wybaczenia itd itp, a ze swietna i szalona z niej kobieta wiec ciekawa bylam tego kazania, ale to co ona wymyslila przekroczylo moje najsmielsze oczekiwania.

Uczyli nas "kto jest bez winy niech rzuci kamieniem", ale ona zrobila z tego niesamowily urzytek. Powiedziala mi, kazdy ma na swoim koncie gorsze momenty, jak nie w tym 10-leciu to w poprzenim. Przypomnij sobie mlodosc, dziecinstwo, komu zrobilas swinstwo, tam przenies te dzisiajsze zle uczucia.

To se mysle i przypomniala mi sie moja kolezanka z sasiedztwa, imie zmienione, Marysia. Marysia byla 2 lata mlodsza, bardzo zdolna, wesola, ale zezowata. I ja ktora sie z nia prawie wychowalam tego zeza nie widzialam, widzialam tylko fajna dziewczyne, ale czasami bolalo mnie, ze inni tego zeza widza i jej go wytykaja, jakby to byla kwesta wyboru czy zlosliwosci. Marysia tez przez te uwagi spostrzegawczych tracila zaufanie do ludzi i gdy niewinnie dzieci sie nas pytaly "chcecie sie bawic w chowanego" Marysia odpowiadala "moge, ale bez laski (uaski!!! :P)". Ile ja sie musialam z nia nawalczyc, ze nie musi dodawac tego "bez laski", ze oni nie maja ukrytych zlych zamiarow. Teraz dopiero widze, ze ta postawa nie wiziela sie z powietrza. No, ale do mnie Marysia miala pelne zaufanie. Bylam jej body gardem, a ja naprawde bardzo ja lubilam. Czasami troche mi roznica wieku przeszkadzala, bo 2 lata  w tym wieku to jak 40, ale zazwyczaj nie bylo prolemu. Kiedys mama Marysi wpadla na pomysl, ze moze pojechalybysmy razem na kolonie. Pomysl wydawal sie bardzo dobry. I tutaj niestety nie spelnilam sie jako opiekunka/ kolezanka/ powierniczka. Nasz autobus z miasta P dojechal do miasta L i tam nastapila przesiadka kolonistow. Wysiedlismy z naszego autobusu, a w tym nastepnym miejsca byly juz przerzedzone. Nie bylo dwoch wolnych i tak sie rozgladaysmy gdzieby tu usiasc. Nadle 3 wesole dziewczyny w moim wieku wybraly mnie z tej garstki zagubionej, ze kolo nich jest wolne miejsce. No nie wezme Marysi na kolana, poszlam, zobaczymy sie na miejscu. Ale jak juz jechalam z tymi dziewczynami pol dnia przez ten kraj, przez kazda wioske i kazde miasto, jak juz kazdy kazdego poczestoweal landrynkom/ agrestem/ herbata z bidonu/ wafelkiem price polo, jak juz kazda kazej pokazala kolekcje zdjec legitymacujnych kolezanek z wpisem na odwrocie "tak mnie namalowal swiat gdy mialam 11 lat" to troche sie zzylysmy i gdy postawili nas przez namiotem wojska polskiego z pryczami na 20 osob to zaklepalysmy je sobie obok siebie. I wtedy przypomnialo mi sie o Marysi i przedstawilam ja moim nowym kolezankom, ale one spojrzaly na nia z taka pogarda, ze nie, kochana, ona do nas nie pasuje, wszystkich potencjalnych chlopakow do tanca na dyskotece nam odstraszy. Nie nadaje sie. I ja, niestety, nie stanelam po jej stronie. Oczywiscie wyrzuly sumienia smazyly sie we mnie jak swieza watrobka na cebulce, az w koncu nie wytrzymalam, zostawilam te nowe kolezanki i poszlam do tej starej, od dziecka mi znanej Marysi i ona powitala mnie z otwartymi ramionami. Potem poznalysmy inne fantastyczne dziewczyny i moge powiedziec, ze byla to jedna z lepszych kolonii.

Kolezanka pastorka powiedziala, ze kazdy na w sobie jakis brud i kazdemu kiedys jego swinstwo zostalo wybaczone, wiec ty teraz nie kis tego w sobie, nie hoduj zlej energii, tylko wybacz, bo co masz sie meczyc? I wiecie co, teoretycznie to samo powiedziala moja mama, to samo mogla powiedziec pani w kolejce na poczcie czy w Starbucksie, nawet ja sama moglam sobie te same zlote rady podsunac, ale w kontekscie tego swinstwa z przeszlosci to nabralo zupelnie innej sily. I myslalam o tej Marysi, ktora rozczarowalam i myslalam o tym symbolicznym bracie co pojechal na ryby i wszystko, cala ta zlosc, bol w klatce piersiowej, noz w plecach, dziura w sercu i mozgu, rozczarowanie drugim czlowiekiem zupelnie ze mnie splynelo.

I tak w tej terapii doszlismy do konca.

I podaje to jako kolo ratunkowe, przepis jak zyc i pomino podlozonej swini, nie dac sie utaplac; jak zyc i nie zostac rozgoryczona, zgoszkniala staruszka. Dla mnie byla to zdecydowanie jedna z lepszych porad.


czwartek, 30 kwietnia 2015

wycieczka

Nie wiem jakim przedziwnym przypadkiem zostalam przewodniczaca rady rodzicow.
Naprawde, czasami moja asertywnosc chowa sie po krzakach.
Z tejze okazji organizuje wycieczke szkolna.
Moi dziadkowie to sie nie tyle co w grobie przewracaja co rechocza ze smiechu, ze az sie trumny trzesa. Organizator, to moge miec na ostatnie tylko w kontekscie dobrego zartu.
I wszystko prawie jest tylko nie mam jeszcze zarezerwowanych autobusow i mamy z tym maly problem.
Trzymajcie wiec kciuki bo glupio bedzie jak okaze sie, ze wycieczka jest piesza.

A teraz sobie mysle, ze moze by tak zrobic pochod. :P

niedziela, 26 kwietnia 2015

13

Starsza dzisiaj konczy 13 lat.
Nie jestem juz matka malych dzieci.
Nie ukrywam, ze troche mnie to zasmuca.
I nie, ze zal mi czegos
tylko to jakos tak strasznie szybko zlecialo.
Wczoraj szla do szkoly, za rok pojdzie do liceum



Coreczko,
zycze ci aby spelnily ci sie wszystkie marzenia,
aby otaczali cie dobrzy ludzie
i abys ty takze byla dobrym czlowiekiem
i aby ci sie obojczyk slicznie zrosl

I piosenka z dedykacja:






Te plyte kupilam sobie tuz przed wyjazdem do Stanow i jest na niej kilka piosenek, ktore wrecz przepowiedzialy moje pozniejsze losy. Kilka dni temu znalazlam ja zupelnie przypadkiem, wlaczylam w samochodzie i przypomnialy mi sie te dawne chwile. Mam wrazenie, ze to bylo rok temu. Ale kalendarz sie niestety ze mna nie zgadza.


czwartek, 16 kwietnia 2015

kiedy mozna zaczac sie smiac?

Macie tak, ze gdy dzieje sie cos totalnie beznadziejnego to przy zyciu trzyma was mysl, ze jeszcze troche, jeszcze chwila i wszyscy bedziemy sie z tego smiac, ze to tylko taki brytyjski zart losu?

Pierwszy raz taki moment pamietam z czasow podstawowki gdy z kolkiem historycznym (tak, o matko bylo takie cos, gdzie sie dowiedzialam w jak mlodym wieku wyszla za maz krolowa Jadwiga, wtedy przestalam marzyc o zyciu krolowej). Zamiast jechac do domu i ogladac pana Kracego, udalismy sie z kolkiem historycznym na lokalna wycieczke, obchod kosciolow, cos w tym stylu. I nie wiem dlaczego po zakonczonej wycieczce wszyscy gdzies przepadli a my z kolezanka same stalysmy na przystanku autobusowym czekajac na autobus ktory zawiozby nas do domu. No i mial byc za piec siodma czy za pietnascie szosta ostatni kurs z tego zakatka miasta, ale nie wiem czy sie spoznilysmy i zupelnie nie pojmuje braku odpowiedzialnosic moich rodzciow, ze my tak sobie same na tym panie pustym przystanku w srodku zimy stalysmy. I wtedy nasz optymizm powoli zaczynal sie kurczyc, wiedzialysmy ze autobus moze sie spoznic pol godziny, bo wtedy autobusy nie przejmowaly sie rozkladem jazdy, ale powoli docieralo do nas, ze chyba az tak spoznic sie nie moze. A ze opcji nie mialysmy zbyt wiele stalysmy jak te gupie, bawiac sie w Pollyanne i powtarzajac sobie, to nic, zobaczysz, zaraz ten autobus przyjedzie i zaraz, za jedna chwileczke bedziemy sie z tego, ze tu teraz wcale nie z zimna, a ze strachu dzwonimy zebami, zobaczysz zaraz bedziemy sie z tego smiac. I czekalysmy dlugo i cierpliwie na ten smiech i wtedy jak aniol pojawila sie kolezanka mojej mamy, ktora nigdy tamtedy nie jezdzila, ale wtedy wlasnie wyjatkowo i poznala mnie po czapce co to ja moja mama pieknie pomponem wykonczyla, a ze wtedy kazde dziecko mialo inna czapke i mozna powiedziec, chcac nie chcac bylo orginalne, to gdy zobaczyla dwie sierotki Marysie, poznala ten pompon ozywiajacy kurtke w praktycznych meskich kolorach po bracie. Z piskiem opon zatrzymala sie i no wtedy panie nareszcie mozna sie bylo smiec.

Teraz tez tak troche mam, bo starsza jak juz u rybenki opowiadam zlamala obojczyk i czekam i czekam kiedy zaczniemy sie smiac, kiedy to wszystko minie i zamieni sie w rodzinna anegdote.

Wczoraj zadzwonil lekarz i powiedzial, ze przeswieltlenie wyglada dobrze, ze nie potrzeba operacji i ze nie musze juz oddychac do torebki.

To teraz dla potomnych i dla siebie gdy juz przyjdzie alzheimer opowiem jak to bylo.

Wstalam jak zwykle, normalnie, niewyspana, niegotowa na nadchodzace dramaty. Kawe wypilam jedna, druga sie wlasnie robila gdy zadzwonila najlepsza przyjaciolka, a ze 2 tygodnie nie rozmawialysmy wiec zaleglosci byly straszne. I jeszcze jestem w tej pizamce, oczywiscie bez makijaza, bo kto w pizamce robi makijaz, zebow nawet jeszcze nie umylam, bo sniadania jeszcze nie zjadlam. Dziecko  szybko sie uporalo, bo juz 15 minut po rozpoczeciu szkoly dostalam telefon ze jest uszkodzone. Pytam, czy az tak, ze mam zabrac do domu? Pielegniarka potwierdzila, nie wiem dlaczego nie krzyczala do telefonu, alarm, pogotowie, policja, matko swieta, bo z tonu wynikalo, ze no normalnie, pojade po dziecko, przywioze, przytule, pozwole wlaczyc TV i do razu sie wygoi. Ubralam sie szybko, znowu ide do szkly bez charakteryzacji twarzy, ale liczylam, ze i tym razem nikt mnie nie pozna. Podjedzam, a tam juz w drzwiach macha na mnie pani sekretarka, ktora prawie placze. No, panie, cos mi tu nie gra. Czy moze ma takiego pmsa? Widac po oczach i minach, ze takich wypadkow nie przezywaja tu codzinnie, bo sie jeszcze nie uodpornili.

No to jazda na pogotowie i tam gdy wydawalo sie, ze lzy dziecka sa tak wielkie, ze bardziej smutno nam byc nie moze, dostalam teksta od kolezanki, ktora mieszka blisko nas, z niewinnym zapytaniem czy na naszej ulicy jest pozar? Bo ona jest w pracy i kolezanka wyslala jej teksta, ze oglada wiadomosci i ze naszej ulicy pali sie dom, to moze bym sprostowala, zeby ona mogla spokojnie wrocic do swoich zakladowych obowiazkow. I nagle nabralismy dystansu do zlamania, bo w glowie mi sie zaczelo kotlowac, czy ja te jajeczka na miekko wylaczylam czy nie? I widzialam oczyma duszy mojej naszego psa w plomieniach. Zatekstowalam do przyjaciolki u ktorej wlasnie byli goscie z zagranicy, ze musi isc ratowac mojego syna jedynego- psa. I ona juz w sumie byla gotowa jechac ale ci goscie logicznie zasugerowali, ze skoro pokazuja w TV,  to chyba jest juz straz pozarna i nie pozwola jej sie bawic w ratownika. Ja dlugo takiej niepewnosci nie wytrzymalam, zwlaszcza ze dziecko jeszcze bardziej plakalo nad pozarem ktory moze plonie, a moze nie, niz nad wlasnym nieszczesciem. I jade, a tu straz pozarna wraca, ale zupelnie z przeciwnego kierunku. Na pewno zabladzili, pies juz na pewno zweglony. I zblizam sie i  jest dom i pies caly i zdrowy i nic nie daje czlowiekowi wiekszego dystansu niz to, ze zawsze mogloby byc gorzej.
A pozar byl, ale ojtam 40 ulic (swiatel) od mojego domu.

I sle duzo mocy do tych blogerek u ktorych sa wlasnie te gorsze chwile. Niech wam sie wszystko pouklada i niech przyjdzie ta chwila, ze bedziemy mozna sie z tego smiac.

A tu piekne zdjecie, do albumu.


poniedziałek, 6 kwietnia 2015

cos nowego cos starego

Wrocilam, taka sama,  troche inna, troche stara, troche nowa, odrobine odmieniona, odswiezona, swiatem zachwycona. Wracam do tego co kocham najbardziej, ale mam w sobie jakas nowa energie i nowy zachwyt nad zyciem. I kawaleczek tego piekna, te gory, te plaze, te ryby tak przedziwne, ze sama nie wiem jak sie starajac na wyobraznie postawic, takich bym nie wymyslila, co sie czlowieka wogole nie boja, niektore wieksze niz duza meska stopa, podplywaja pod nos i wszystko cudne, ale dzungla co w niej mnie jeszcze nigdy nie bylo zachwycila mnie najbardziej, ze takie bogactwo przyrody, ze tyle liscia, ze liany i drzewa takie opasle, ze dab Bartek tez by sie zdziwil. Widoki  w tej dzungi jak z filmu o Wietnamie, te gory z daleka mgla powite, tak cudne, ze jak teraz przegladam zdjecia zastanawiam dlaczego nie oddaja tego piekna? Szkoda tylko, ze nikt inny nie pokochal tej dzungli tak jak ja, bo starsza ugryzl komar, a ze komarow u nas nie ma wiec potraktowala to jak ugryzienie weza kusiciela. Ale  kazdy sie czyms zachwycil, kazdy czyms innym i dla kazdego starczylo. I cale to piekno lekka mgla jak para na szkle osiadlo gdzies tam na dnie i wnioslo jakas nowa energie.

I ide zrobic sobie kawy i kawa niby ta sama, ale tez wydaje mi sie lekko odmieniona, jakas lzejsza. Czy dotyka mnie wlasnie nieznosna lekkos bytu czy co sie dzieje? Nie dosc, ze za lekka to jeszcze za jasna. Probuje palcem -slodka! Starsza uznala, ze skoro ominal nas na wyjezdzie pryma aprilis to ona nam to wynagrodzi, bo nie bedzie do nastepnego roku czekac i do torebki z kawa nasypala rozpuszczalne kakao. :)

czwartek, 2 kwietnia 2015

Jak to pozyczylam kolezance samochod

Bedac wyjechana pozyczylam kolezance samochod aby mogla odebrac gosci z lotniska. Majac 3 dzieci musialiby jechac na dwa samochody, a w moim samochodzie trzeci rzad wysuwa sie z bagaznika jesli jest taka potrzeba wiec wszyscy spokojnie by sie pomiescili. Plan byl taki, ze przyjada i sobie ten samochod pozycza. Inny znajomy zawiozl nas na lotnisko, dalam mu klucze meznza do mojego samochodu przy czym zaznaczylam, ze na blacie w kuchni leza klucze ktore ta kolezanka przyjedzie pozyczyc. Nie wiem dlaczego nie dalam jej tych kluczy, ale czasami proste rozwiazania nie ida w parze z moja natura. Ten znajomy nas zawiozl i odstawil nasz samochod do naszego garazu. Kolezanka przyjezdza, ma kod do garazu to wchodzi panie jak ta dama liczac, ze zaraz jak ta dama wyjedzie. Przeklada foteliki dzieciece ze swojego samochodu do mojego i teraz tylko te klucze z kuchni i juz voila jada na lotnisko. Chce wejsc do domu, ale ten znajomy przekrecil automatyczny zamek w drzwiach z garazu do domu. My tych drzwi nigdy nie zakluczamy, on za to ma to w sobie tak silnie zakodowane, ze zaklucza nawet w cudzym domu. Kolezanka dzwoni, co tu robic. Wydzwaniamy do tego znajomego ktory ma klucze do naszego domu, czy podjedzie bo panie, teraz zaraz oni musza jechac na lotnisko. Jest jeszcze opcja, ze moze kilkoro dzieci zamknie u mnie w garazu, ale na razie tego nie rozwazamy. Niestety, znajomy jest na drugim koncu miasta i bedzie u mnie za male poltora godziny. O male poltorej godziny za pozno. Jest nadzieja, ze moze jakiegos okna na parterze nie zamknelam, skacza po plotach, a w tym czasie dziewczynka lat 9, bierze ich klucze od domu i (jak kiedys moja ciocia cudzego poloneza) swoimi kluczami OTWIERA!!! Mamo patrz, naszym kluczem otworzylam ich dom. A mama wlasnie po plocie sie wdrapuje i sapie i nie wie czy ma majaki czy sie przeslyszala.
Naprawde, cuda panie sie zdarzaja, albo wszyscy mamy takie same zamki do drzwi tylko o tym nie wiemy. :P

środa, 25 marca 2015

Dzisiejsza notke sponsoruje litera W jak wyjezdzam i K jak kalendarz. :)

W tle leci piosenka Marylki Rodowicz: "wsiasc do pociagu byle jakiego". Swoja droga to ludzie kiedys zyli spontaniczniej, wsiadali do pociagu i jechali, wzieli najwyzej tych jajek na twardo i kompotu na droge i jechali, a my tu planujemy spontanicznie 3 m-ce do przodu i mam wrazenie, ze na ostatnia chwile.

Dzisiaj wiec sie pakuje, wczoraj i przedwczoraj i przedprzedwczoraj prauam, to teraz panie jest od wyboru do koloru. Wczoraj o 12 w nocy zaczelam rozwazac co by tu na ten przyklad pasowalo?Wyobrazalam sobie, ze przechadzam sie po miejscu do ktorego dolecialam i tak sie zrobilo romantycznie, ze stwierdzilam, ze chyba trzeba sie ubrac odswietniej i o 12 w nocy przymierzalam wszystkie sukienki, cale szczescie ze razem mam  ich z zaokragleniu 8, a potem wyjeuam kapelsz z rondem i wygladalam prawie jak Aleksis z Dynastii. Poszlam spac z poczuciem dobrze wykonanego obowiazku; ze na drugi dzien wiem co do walizki wrzuce, bedzie pieknie a ja na tej wyspie na ktora jade bede najwieksza ozdoba. I jak turysci beda chcieli zrobic sobie ze mna zdjecia, to nawet sie nie zdziwie. 
Ale jak sie obudzilam to te wszystkie rewelacyjne pomysly, ten kapelusz, no popukalam sie tylko w glowe i to nawet bez jedzenia snikersa. Dlaczego wybralam akurat to czego od 2 lat nie nosze, to co tak bardzo odbiega od tego co nosze zazwyczaj , czy chodzi o to abym sie sama w lustrze nie poznala? No i jesli  ktos ma tak zmienne poczucie etetyki miedzy rankiem a wieczorem to moze sie tak normalnie spakowac?

A dzisiaj z ranka wygralam konkurs na blondynke nawet blondynka nie bedac. Da sie! Jak sie ma alzheimera galopujacego to prowadzi sie kalendarz. Prowadze go mniej wiecej skrupulatnie i jesli nie zapomne do niego zajrzec to wszystko mamy pod kontrola. I dzisiaj o switaniu mielismy ze starsza wizyte u ortodonty. Starsza musi wstac godzine wczesniej co troche ja kosztuje, ale staramy sie nie prostowac zebow kosztem lekcji. Podjezdzamy pod gabinet, a tam cicho wszedzie, glucho wszedzie. Juz prawie wywazam szklane drzwi, co za brak profesjonalizmu!? Umowic sie i nawet czlowieka nie wpuscic! Przeciez mi nawet teksta z przypomnieniem przyslali! Otwieram telefon aby corce swej swej udowodnic, ze to oni zapomnieli zjawic sie na czas, nie wazne, ze tam 2 sekretarki, 2 asystenki i ortodonta. Zmowili sie! Pokazuje jej wiec ten telefon bo ona jest pewna, ze to MNIE sie cos pokielbasilo. Zadnej wiary w matke, zadnej solidarnosci rodzinnej. Otwieram,  a tam tekst od orto.... ale pedy!!!! Bo miesiac temu obila sobie piete, ktora juz dawno sie wyleczyla i dzisiaj miala byc wizyta kontrolna, ktora wczoraj odwolalam, bo w kalendarzu bylo napisane ze o tej samej godzinie jest ortodonta. Ortho w tym kalendarzu bylo bardzo wyrazne, a potem kazdy widzi co chce. 

No a teraz lece sie pakowac, bo w kalendarzu mam napisane, ze jutro wylatuje. :)

wtorek, 17 marca 2015

Urodziny mlodszej z papierem toaletowym w tle

Jak dobrze, ze urodziny obchodzi sie tylko raz na rok.

Impreza pierwsza, w parku, dla calej klasy:
zamowilam pizze przez telefon.
monsz pojechal odebrac, a tam zamiast 8 pizz bylo 8 kawalkow!
a dzieci juz czekaly i apetyt im sie zaostrzal.

czesc druga
w domu
przyszly 4 kolezanki na spanie
przed domem przywiazalam balony, a pies uznal ze to ukryty wrog/ szpieg
i ujadal na te balony
nieufnosc wobec balonow przeszla mu gdy przyszli goscie

pozny wieczor, dzieci prawie juz spia
a tu pies znowu szczeka na balony
wkurzylam sie
no ile mozna,
tez mu sie przypomnialo
moze zgarne te balony do domu?
e, nie chce mi sie

nagle pisk
ktoras z dziewczynek zerknela przez okno
a nasz dom caly w papierze toaletowym!!!

takiej staromodnej zabawy u nas jeszcze nie bylo!

i teraz domyslamy sie, ze
to chyba jacys koledzy starszej

zobaczyli te balony
pomysleli, ze to jej urodziny
i przyszli zlozyc zycznia

TP- troche taki polski smingus dyngus
nie wiadomo czy smiac sie czy nie

starsza smiala sie do bolu twarzy
moze dlatego, ze przed garazem widnial wyrolowany z papieru napis
LOL
a mlodszej kolezanki uznaly ze to chyba jakas zamowiona atrakcja
bo prawie jak na filmie

i z wrazenia zasnac nie mogly

a ja, jak to dziecko kryzysowe rozmyslalam
ile butelek panie by trzeba bylo wymienic aby dostac tyle papieru


i bardzo sie ciesze, ze nie mam przed domem takich wysokich drzew:



foto intenet. 
(Kolezanka mnie wyzwala, ze ludzie w powodzi  tona a zdjecie zrobia a ja nie zrobilam)


A gdy my obchodzilismy urodziny odeszla Ksena. Taka ironia losu. zycie toczy sie, a powinna chociaz na chwile nastac ciemnosc. Pamietam jak viki zorganizowala pierwsza akcje dla niej. :(

Kochajmy sie i cieszmy kazdym dniem bo zycie krotkie jest...

środa, 11 marca 2015

Czy ktos powiedzial rewolucja?


kto za mlodu nie byl rewolucjonista
ten na starosc bedzie uajdakiem
W.I. Lenin
(napis na lawce w liceum)

O moich rewolucyjnych przygodach w mlodosci pisalam juz kiedys (http://loladrive.blogspot.com/2014/02/jak-to-prawie-zostalam-rewolucjonistkom_5.html) , ale kto by pomyslal, ze na stare lata otrzepie jeszcze beret Che Guevary?

Jak wspominalam u rybenki budzet na edukacje w naszym stanie zostal tak przyciety, ze wszyscy wpadli w panike. Kryzys, panie kryzys. Beda ciecia, nikt nie wie jeszcze gdzie, ale wszyscy panikuja. Napisala do nas nauczycielka mlodszej, ze musimy sie chwycic pod pachy i walczyc, bo czesto w takich przypadkach zabieraja sie za to co dla wielu wydaje sie elementem tylko dodatkowym czyli programy dla uzdolnionych. Kazala nam napisac 3 minutowa wypowiedz publiczna, przyjsc na spotkanie zarzadu edukacji i sie wyrazic.

I tak jak z jednej strony mialam ochote pod ten pociag wepchnac menza, tak on sie nie dawal i szedl w zaparte, ze lepiej wyrazam emocje i jak zaczne plakac to najwyzej mnie w TV pokaza i tylko wszyscy na tym skorzystaja. Z drugiej strony ciekawa bylam tego wszystkiego. Napisalam swoj protest tak, ze wszyscy by plakali, a potem chcieliby bym zostala prezydentem i tu musialabym ich rozczarowac. I poszlam i nudzilam sie 2 godziny nim doszli do debaty publicznej. Ale musze przyznac, ze zaciekawilo mnie bardzo, ze te spotkania sa publiczne i kazdy moze przyjsc, posluchac i zobaczyc kto jak glosuje i jakie pomysly przeprowadza.

Gdy przyszedl czas na glosy publicznosci okazalo sie, ze jest nas milion pincet i, ze jesli kazdy ma 3 minuty to bedziemy tam do rana. Poprosilismy o 5 minut aby sie namowic, kazdy powiedzial szybko o co mu chodzi, oczywiscie wszyscy mieli te same poglady na sprawe i rynka w gore kto chce przemawiac. No i nie podnioslam, bo bez przesady. jak mnie prosza to pojde, ale zebym parla na mikrofon, to nie.

I powiedzialabym z 3 osoby ziew i nuda i moje przemowiecie byloby lepsze, ale trzech rewelacja i sama wstalam i klaskalam. Chlopiec ktory ukonczyl te szkole opowiadal co dzisiaj robi, czym byla dla niego ta szkola, ojciec, CEo firmy ktora zajmuje sie elektronika, ktory uwaza, ze zatrudnia ludzi z Indii, bo nie moze znalezc ludzi kreatywnie myslacych, ze ten program to jego nadzieja i ojciec kolezanki mlodszej, naprawde, moze startowac na prezydenta.

Dreszcze mnie przechodzily jakbym lezala na mokrej trawie.


A dzisiaj moja starsza corka uznala, ze moze z nia tez sie pobawie w rewolucjonistke.
Po wczorajszej debacie telefon mialam wyciszony, a tu skacze mi ten telefon i skacze, patrze a tam 80 tekstow od starszej z czego 75 to "blagam". Grupowo pracowali nad jakims szkolnym projektem, ktory ona miala wziac do domu i tylko jakies zdjecia dorzucic, aby go na drugi dzien zaprezentowac. No i moje dziecko kochane zostawilo karte z pamiecia i projektem u siebie na biurku. A szkola ma zasade, ze rodzic moze przyniesc dzieku do szkoly jesli zapomni: okulary, lekarstwo, lunch, ale nie mozna: zapomniane zadania, tenisowoki i temu podobne. Dziecko mi tekstuje, ze to nie tylko o nia chodzi, bo ona sama nie ma az takich ambicji, ale tak jej zal reszty grupy, bo za nie oddanie projektu w terminie wszyscy straca iles tam punktow. I pomysl rewolucyjny jest taki, zeby przyniesc jej lunch i w nim przemycic te karte pamieciowa. Czy moi rodzice by tak kombinowali? Nie! Czy moj monsz by na to poszedl, tez smiem watpic, ale ja, ktora wiele waznych rzeczy w moim zyciu zapomnialam, nawet gdy lezaly tuz przy wyjsciu z domu, rozumiem ten bol, pakuje ten lunch, chcialam wlozyc te karte do kanapki ale jednak zawijam w serwetke. :)

A ze wlasnie mialam brac prysznic wiec wygladalam jak milion dolarow w papierze toaletowym. Nigdy, ale to nigdy nie wychodze z domu bez makijazu, bo nie lubie ludzi straszyc. A tu panie, nie ma czasu na makijarz. Oni to musza miec teraz, zaraz, wiec pojde bez oka. Zazwyczaj nosze szkla kontaktowe, a tu w okularach i wiecie, ze ludzie mnie nie poznali. Nauczycielka z pierwszej klasy z ktora sie bardzo lubimy i zawsze jak sie spotykamy to chociaz "co slychac" wymieniamy przeszla obok zupelnie obojetnie. :))


A teraz uff, kawy. :)


wtorek, 3 marca 2015

o czytaniu (bez konkursu)

Mlodsza nie ma takiego glodu ksiazek jak jej strasza siostra, na ktora nauczyciele nie wiedzieli czy narzekac czy nie, bo czytala na lekcjach i mowili mi, ze no nie powinna, ale to juz sie tak rzadko sie zdaza, ze az zal zniechecac. Dopiero gdy na matematyce oddala test tak fatalnie napisany, od razu bylo widac ze zakreslila tylko odpowiedzi A, bo akurat wczytala sie w punkt kulminacyjny ksiazki, uznali, ze trzaba to chociaz ograniczyc.
Mlodsza ma dni, ze usiadzie i polknie ksiazke, czyta co wieczor, ale to juz nie jest to. Nie chodzi, jak starsza,  do biblioteki z reklamowkami, by po paru dniach stwierdzic, ze nie ma co czytac.

Na literaturze pani daje dzieciom do wyboru kilka ksiazek, moga sobie ich troche poprobowac, poczytac, nim sie zdecyduja ktora wybieraja. Raz w tygodniu spotykaja sie w grupach osob ktore wybraly te sama ksiazke i omawiaja iles tam rozdzialow ktore mieli na dany dzien przeczytac. Notatki mlodszej sa tak skrupulatne, ilosciowo jest wiecej niz samej ksiazki, do tego sa obrazki, mapy itd.
Ale ostatnia ksiazka szybko i z pelnym entuzjazem zaczeta, nagle zauwazylam, ze dosyc niechetnie jest chwytana. Trzeba bylo jej przypominac i tak szlo jakos opornie, jak zapamietywanie regulaminu BHP. Gdy dotarla do konca ozywila sie ponownie i uznala, ze ta ksiazka to jednak rewelacja. Na moje zdziwienie, ze zmienia poglad o 180 stopni uznala, ze to nie jej wina, ze z tymi pisarzami tak jest, ze maja pomysl na krotka ksiazke, ale nie, chca zeby byla gruba, wiec pisza dobry poczak i koniec a w srodku samo przeciaganie. :P

A teraz pracuje nad projektem koncowym z tej ksiazki. Podoba mi sie, ze nie jest to referat pt. o czym byla ksiazka, czy dlaczego zachwyca, ale chodzi o ciekawe przekazanie tresci innym osobom z klasy. Przy ostatniej rozwazala zaprojektowanie pudelka (pudeuka, nie psa. ;) na platki sniaganiowe z krotka historia i gra, ale w koncu napisala na podstawie ksiazki ksiazeczke dla dzieci z obrazkami. Teraz planowala napisanie na podstawie najnowszej ksiazki sztuki , ale ze wystawiac miala ja z kolegami z grupy ktorzy czytali te sama ksiazke, poczula, ze nie wie czy moze na ich aktorstwie polegac i wymyslila, ze jednak zrobi teatrzyk kukielkowy.

piątek, 6 lutego 2015

dramat, mam nadzieje, ze tylko w jednym akcie

Zaczelo sie! Mam na skladzie prawie nastolatke i dramat jaki przyzylismy i ilosc wylanych lez, trudno uwierzyc, ale przewyzsza  ilosci kapelutkow po tekili w kolekcji Luchy, a nawet ilosci torebek  u rybenki.

Ach, rynce opadaja. :( Dzisiaj powinnien byc jeden z bardziej wyjatkowych dni w zyciu starszej, pierwszy szkolny taniec, winter formal, taka prawie studniowka dla malolatow. Kilka tygodni temu jej dotychczasowy najlepszy kolega zostal jej chlopakiem i zapytal czy moga isc razem. Wiekopomna chwila, rozwazalam, czy plakac czy sie cieszyc, bo coraz bardziej dziecko mi sie starzeje, ale zebralam sie i poszlismy wybrac sukienke, kolczyki a nawet tenisowki na zmiane, bo jest przygotowana na tance. I to ze chlopak skrecil sobie kostke grajac w koszykowke, okazalo sie wcale nie najwiekszym dramatem. Najlepsza przyjaciolka dala jej tak do wiwatu, obrazala sie, nie rozmawiala z nia, no cos bylo na rzeczy i gdy starsza po wielu probach dojscia do sedna sprawy, w koncu dala sobie spokoj i postanowila przygotowac sie do tego waznego wieczora z inna bardzo dobra kolezanka, ktorej mama robi fryzury jakich ja nawet w najwiekszej wyobrazni nie zrobie, wtedy przyjaciolka zrobial scene na caly ich maly, ale jednak wielki swiat instagramowy i wtedy wyszlo szydlo z worka. Bylam pewna, ze chce te loki i te koki i co tam jeszcze majom na tych glowach im wystrugac i juz radzilam starszej, aby toporek zakopala i ja tez na to walkowanie wlosow zaprosila, ale kolezanka nie chciala ani lokow, ani nawet wstazki we wlosach, poprosila o dowod przyjazni, aby zerwala z tym chlopakiem, ze skoro ona nie ma chlopaka, to w ramach socjalistycznej przyjazni polsko- rosyjskiej, kazdy powienien miec po rowno, ale kroic go jednak nie chce.

Oj, panie, trudna jest rola rodzica nastolatki.

A to kuchnia dopiero poczatek.

Plus jest taki, ze od razu posprzatalam lazienki. Teraz wiem, dlaczego tak malo entuzjastycznie sprzatam i dlaczego kiedy skrobie w tych zlewach to tak malo zamaszyscie. No nie lubie zyciowych dramatow, egoizmu, zlej energii, nie lubie ludzi, ktorzy zazdrosza polowy cukierka, jesli sami nie maja kilograma landrynek.


piątek, 30 stycznia 2015

Pada

Pada deszcz.
Wiec i ja padam.
Przypomina mi sie dlaczego nie lubilam Oregonu.
Moge spac na stojaco.
na siedzoaco
a nawet na lezaco.
Zdecydowac sie nie moge czy mam spiewac piosenke przedszkolna "Dajcie dzieciom slonce"
czy moja ulubiona "czarny chleb czarna kawa"
z duzym naciskiem na kawa.

I ozywilo mnie tylko jedno usto pewnej modelki
i tylko taka mam refleksje
(taka mniej chyba ambitna)
w ktorym momencie usta sa za duze
czy gdy przy usmiechaniu sie wchodza do nosa?
czy dopiero gdy zatykaja dziurki i gdy juz nie mozna oddychac?

------------------------------
no i updejcik,
bo cisnienie mi sie podnioslo
i siem ozywilam.

Odbywaja sie u nas w miescie igrzyska narodowe
nazywaja sie super bowl
za duzo prosze nie pytac bo slabo sie w sportach amerykanskich orientuje.
Okazalo sie, ze z tej okazji na ulicach sa rozne koncery.
I wlasnie kolezanka napisala, ze jest ulubiony zespol starszej

zemdleje jak sie dowie
ale zalamie sie jak ze wzgledu na deszcz bedzie odwolany
wiec niech ten deszcz tym bardziej juz sobie daruje

to na ozywienie ulubiony zespol starszej:




poniedziałek, 19 stycznia 2015

zapada noc

Hymn wieczorny 

Ponad głowami i ponad słowami
Ponad domami i ponad dymami
Ponad dachami ponad oddechami
Zapada noc

Nad zmaganiami i nad zmęczeniami
Nad rozkoszami i nad rozpaczami
Nad mdłymi dniami i nad złymi snami
Zapada noc

Nad drżeniem ziemi i nad drżeniem dłoni
Nad pulsem miasta i nad pulsem skroni
Nad biciem serca i nad biciem w dzwony
Zapada noc

Nad potem życia i potem agonii
Nad łzami wściekłych i łzami bezbronnych
Nad krwią kochanków i nad krwią zranionych
Zapada noc

I nad poddaniem się i nad niezgodą
I nad ugodą czyjąś z samym sobą
Ponad niewolą i ponad swobodą
Zapada noc

Nad gwiazdą wiatrem i chmurą deszczową
Nad światłem gazem i bieżącą wodą
Nad nim nade mną nad nami nad tobą
Zapada noc

Wszędzie Nad stołem Nad lampą nad garnkiem
Nad snem Nad łyżką Nad schylonym karkiem
Nad bielą łóżka Nad bielą tej kartki
Zapada noc

I powiedz czemu I powiedz czy wszędzie
i wciąż tak samo i zawsze już będzie
nad dachy fabryk kościołów i więzień
zapada noc

Powiedz dlaczego jej dłoń coraz cięższa
i coraz bardziej brakuje powietrza
kiedy nad nami ciemna i zwycięska
zapada noc

Dlaczego dławi nas Dlaczego śnimy
oblani potem że się nie zbudzimy
że wiecznie będzie nad lata i zimy
zapadać noc

Nikt nie odpowie Nad ziemią nad miastem
nad tym pokojem nad ciałem twym własnym
głuchym spokojem i milczącym kłamstwem
zapada noc

Nad mdłymi dniami i nad złymi snami
Nad rozkoszami i nad rozpaczami
Nad zmaganiami i nad zmęczeniami
Zapada noc

Ponad dachami ponad oddechami
Ponad domami i ponad dymami
Ponad głowami i ponad słowami
Zapada noc
Zapada noc
Zapada noc

Stanisław Barańczak


Zawsze lubilam Baranczaka i zawsze lubilam Malgorzate Musierowicz. 
Moze kolejnosc polubien byla odwrotna, bo na Ide trafilam chyba w 6 klasie,
a na wiersze Baranczaka juz w liceum.
Pozniej dopiero dowiedzialam sie, ze sa (byli) rodzenstwem.
W jednym z wywiadow siostra Baranczaka opowiedziala, ze to ona byla pierwsza poetka w rodzinie, 
ale wiersze, ktore pisala znalazl jej brat, wysmial okrutnie, na zawsze zniechecajac ja do poezji.  

środa, 7 stycznia 2015

Powieka

Patrze w lustro, pytam lustereczko, powiedz przecie, a tu lusterko tak sie zasmialo, ze peklo. No prawie.
Patrze i widze, ze jedna powieka jakas takas inna wiec uznalam, ze z wiekiem, jak juz czlowiek caly robi sie leniwy to i powieka robi sie leniwa, bo w koncu musi byc sprawiedliwosc na tym swiecie. Powisala tak, ze uznalam, ze mam oczy prawie jak Parysia Hilton i tylko troche o zyciowych niesprawiedliwosciach pomarudzilam. Mam juz dooopem jak Kim Kardaszjan i w zyciu bym na to nie wpadla aby jom publicznosc pokazywac, a ta kase na niej robi. No coz, trzeba jej oddac, w interesach liczy sie pomysl, orginalnosc, nowosc, a taka duza dooopa to wrecz powiew swiezego powietrza. Ze tez ja glupia nigdy na taki pomysl nie wpadlam, ze z duzej dooopy mozna ukrecic zloty interes. Moja skucha, trudno, fortuna poszla do Kim Kardaszjan. No to teraz to oczko tak powisa, jak u zahipnotyzowanego kurczaka, ale wiem, ze leniwe oko juz bylo. Wszyscy mysleli, ze Parysia Hilton tym leniwym oczkiem do nich mruga, a ona nawet mrugac nie musiala i kase bez mrugniecia okiem robila. Popatrzylam ze smutkiem na to moje oczko, takie biedne. Monsz tez przyszedl i patrzy, ze taka jestem asymetryczna, i juz mialam mu tlumaczyc, ze prawdziwe magazymy, na serio i na powaznie pisza, ze prawdziwe piekno jest w asymetii, ale uznalam, ze zwiazek musi sie opierac na szczerosci, wiec przyznalam, ze chyba mi sie powieka rozleniwila i, ze teraz ma leniwa zone z leniwa powieka. Pakiet, komplet, zestaw buy one get one free. Prawie wygrana na loterii.

Ale jak dokladniej w to lustro spojrzalam to stwierdzilam, ze bardziej wyglada na to, ze monsz mi przylozyl. Moze poszlo o bigos co byl za slony.

A to tylko alergia na nowy eyeliner! szlag by go! a taki byl fajny, amerykanski.