niedziela, 27 kwietnia 2014

wspomnienie

Taki dzisiaj dzien papieski, ze mnie jak zwykle na wspomniania wzielo.
O kanonizacji nie chce sie wypowiadac, bo mam mieszane uczucia.

Kazdy ma jakies wspomnienie osobistego spotkania z naszym papiezem
mam i ja. :)

Tylko raz za mojego zycia w Polsce przyjechal do Poznania.
(Gdy przyjechal po raz drugi bylam juz w Stanach.)
Dzieki wujkowi googlowi wyliczylam, ze mialam wtedy 7 lat.
I pamietam te straszne tlumy, jakich nigdy wczesniej i chyba nigdy pozniej juz nie widzialam.
A moze to przez te oczy dziecka wszystko bylo jeszcze wieksze niz w rzeczywistosci.
Okropnie sie balam, ze jesli sie zgubie, to koniec, kaszana, juz nigdy sie z rodzina nie odnajde.

Dlugo czekalismy na przyjazd papieza
milion ludzi z lewa
minion ludzi z prawa
a gdy wreszcie wszystko sie zaczelo, poczulam ogromna potrzebe pojscia do toalety.
I tylko pamietam, ze moja mama bardzo sie ta informacja zalamala.






piątek, 25 kwietnia 2014

Starsza

Strasza to moj aniolek. Chcialam bardzo aby byla dziewczynka, bo balam sie, ze chlopca nie pojme, nie zrozumiem instrukcji obslugi, i ze nigdy sie nie dogadamy. (Teraz dopiero widze, ze instrukcja obslugi chlopca jest na dwie, a dziewczynki na sto dwadziescia dwie strony.)
Pierwszy zart zobila nam jeszcze w ciazy nie odwracajac sie w odpowiednim czasie glowa do dolu. Kto by chcial tak lezec do gory nogami, od razu widac bylo wrodzony zmysl logicznego myslenia, a nie uleganie instynktom. Najpierw wpadlam w czarna rozpacz nad czekajaca nas cesarka, potem poznalam inne cesarskie mamy i tak mnie przekonaly, ze juz do konca prosilam aby sie nie odwracala.

Cesarka, tutaj dopiero traci sie prawdziwe dziewictwo, skromnosc i poczucie wstydu i jesli potem mialam w nosie kto oglada moje cycki podczas karmienia, to dlatego, ze wtedy na tej sali obcy mi ludzie widzieli duzo intymniejsze czesci mojego ciala, wiec jedna osoba w prawo, jedna w lewo na ten jeden cycek nie robila mi juz wiekszej roznicy. Czlowiek prawie goly i wcale nie wesoly, a tu lekarzy dwoch, anestezjolog, pielegniarek nie zlicze, stoja i patrza. Prawie porno (ha, padlo to slowo, teraz jest nadzieja, ze wreszcie bede miac jakies fajne hasla wejsciowe ;)). Wlaczyli radio a tam, no naprawde, chyba monsz w pakiecie zamowil, za drobnom doplatom, bo przecie sami z siebie w radio by nie grali  "ta, tam, tarata, tatam, let's go girls". I az dreszcz mnie przeszedl bo wiedzialam, ze odtad juz bedziemy girls, i to let's bedzie dominowalo nad nami czy to w  wersji let's go a jak sie uda to let's sit, a przy odrobinie szczescia nawet let's go to sleep.

Igle jak na szczepienie wielblada, wbijamy w kregoslup. Ponoc, nie smialam eksperymentowac, jesli sie porusze to juz sie wiecej nigdy nie porusze. Wcale mnie to nie przerazilo, ani troche, ale gdzie jest jakas torebka bym mogla chwilke pooddychac. Moja lekarka madrze do pary wybrala sobie lekarza- niedzwiedzia, i tak jak jej najpierw za zle mialam, ze w tak intymnym momencie mi obce chlopa sprowadza, to wybaczylam jej bo niedzwiedz  mocno mnie trzymal przy wbijaniu igly, objal mnie calym swym niedzwiedzim cialem niczym papa bear, poczulam sie tak bezpiecznie, nie, moja szczupla lekarka nie zapewnilaby nam w tym momencie takiego komfortu i poczucia bezpieczenstwa. Igla wbita, nie poruszylam sie i zyjemy dalej z mozliwoscia ruchu.

A gdy po niedlugim czasie wyjeli ze mnie dziecko, gdy zobaczylam jej twarz, to okazalo sie, ze bylam w tej ciazy absolutnym, niewiernym, a raczej sceptycznym, Tomaszem. Niby nosilam to dzieko, niby czulam jej ruchy i kochalam, ale jak ja zobaczylam to dopiero z cala moca do mnie dotarlo ze oto mam dziecko, prawdziwe i zywe. Plakalam ja, monsz i nawet moja pani doktor. A gdy krzyczalam ze szczescia "it's a miracle" to lekarka logicznie przytakiwala, ze tak to cud, nad samymi cudami, najpiekniejsze dziecko w calym szpitalu.

I tak jak pisalam emaila do psiapsiolki spanikowana tuz przed porodem, ze obawiam sie, nie bedzie to najfajniejszy dzien w moim zyciu, ale chyba przezyje, a ona, jeszcze dzieci nie miala, ale chyba duzo ladnych, rodzinnych filmow widziala, bo pamietam, ze odpisala, ze moze nie bedzie to najfajniejszy, ale ze ona cos czuje ze bedzie to najpiekniejszy dzien w moim zyciu. I skubana miala racje. To bylo wczoraj, a jutro dziecko moje konczy 12 lat. I nie wiem kiedy to sie stalo.


Coreczko, zycze ci madrosci i szczescia, 
zyciowej odwagi i spelnienia marzen 
by otaczali cie dobrzy ludzie
i abys ty zawsze byla dobrym czlowiekiem.




A to moja porodowa piosenka    :)






wtorek, 22 kwietnia 2014

jak to bylo z ta yoga

Swieta swietami, ale czuje, panie, ze czas sie za siebie zabrac.
Byl taki, calkiem dlugi, moment mojego zycia, ze regularnie cwiczylam i uprawialam yoge. Gdy yoge odkrylam, poczulam, jakbym odkryla druga strone ksiezyca. Poczulam jakby ktos zdjal mi z twarzy plastikowy woreczek i pozwolil odetchnac pelna piersia, jakbym byla orlem, ktory byl przywiazany przez wiele lat do taboretu, a tu nagle pozwolono rozwinac skrzydla. Tak, panie, tak to bylo.

Pokochalam yoge jak menza, dzieci i psa. Postanowilam jej zawladnac moim zyciem i prowadzic mnie tam gdzie wzrok nie siega. Nawet, to dopiero panie byly szalone chwiele mojego zycia, wstawalam o wschodzie slonca, by na boso, na mokrej trawie cwiczac yoge witac nowy dzien.

Raz wstalam i pobieglam na powitanie nowego, pieknego poranka, a ze yoge uprawiam we wlasnym ogrodzie, ze ploty sa wysokie, a i wczesny poranek, wiec w zadne popisowe stroje do fitnesu sie nie wbijalam. Zadnych ubran co oddychaja za ciebie, zadnej romantycznej luznej bialej pizamki z reklamy kawy kapuczino, wogole malo co na mnie bylo.

Wdech, wydech, witaj slonce, wdech wydech, szszszszsz, czyzby cos mi sie w glowie zacielo? Nie, wdech, wydech, jaki swiat jest panie piekny, szszszszsz, o co chodzi? A, to pewnie w parku za plotem ktos cos spawa? Moze lawke, albo stolik do pikniku czy to mojej glowy zmartwienie? Wdech, wydech, choinka to szszszsz jest jakby coraz glosniejsze? Skup sie kobieto, chcesz byc joginka czy nie? Nie mozna sie tak latwo rozpraszac ani duperelami przejmowac, wsluchaj sie w swoj oddech, wdech, wydech, no znowu jest harmonia i zachwyt i jestem jak ten lotos na tafli jeziora na samym koncu swiata. Teraz pozycja drzewa, wdech, wydech, podnosze jedna noge pod siebie, ramiona zlaczone jakbym miala zaraz zanurkowac strzalka, glowa do gory, a nade mna, panie, facet balonem prawie nad samiutkom glowom mi wisi i macha Good Morning. Halooooooooo? I tu sie nagle okazalo, ze jednak nie czuje sie komfortowo gdy ktos mnie w bieliznie, nawet nie takiej seksownej, oglada.
I ucieklam. Facet na szczescie w ogrodzie u nas nie wyladowal tylko polecial dalej, no, ale tak jakby z lekka zachwial moja wiare w to, ze jesli zrobie sobie wdech wydech, to jestem panie na koncu swiata, lotosem czy fikusem, jestem jednak tylko kobietom ktora w gaciach pokazuje sie tylko najblizszym czlonkom rodziny, a nie przelatujacym turystom.

a to szszszsz to dzwiek ktory wydawal balon gdy facet spuszczal z niego powietrze by sie opuscic. :P




piątek, 18 kwietnia 2014


Z okazji swiat zycze wam abyscie przezyly je jak ten krolik
zrelaksowane, spokojne, wypoczete, ufne, zadumane i oczywiscie czyste





https://www.facebook.com/photo.php?v=616699405090396

czwartek, 17 kwietnia 2014

Mowia, panie,ze przyroda nie znosi prozni. Mam wrazenie, ze ta przyroda to taka wielce znudzona dama i gdy jej sie nudzi to wymysla, wspomina przeszlosc i mowi ze chce wina i igrzysk. Wina sobie nalala i zaczela wymyslac co by tu panie skombinowac, nie bedziecie tak sobie siedziec i z przyjemnoscia z nudow ziewac.

Ledwo mlodsza odzyskala wladze nad lewa dlonia to pies podrapal sie pod okiem do samej krwi. Potem sie okazalo, ze ma takie podrapania tu i owdzie. Mysle, googluje, kombinuje, dzwonie do kolezanki ktora go pilnowala kiedy bylismy na Florydzie, czy jej psy nie maja pchel. Kolezanka z lekke sie obrazila, ze co, jej ciulalki i pchly, przecie to nie idzie w parze. Ale zasugerowala inna rzecz interesujaca, bo miala kiedys psa z alergia. Myslalam, ze zartuje, slaby to zart, ale lekko z grzecznosci sie zasmialam. A tu sie okazalo, ze to nie zart, ale ona calkiem na serio o tej alergii mowi.  Skonsultowalam sie z wetem i tak, panie, w dzisiejszych czasach psy maja prawo do alergii. Ponoc gdy tak pyli, to masa ludzi i zwierzat ma alergie. Mlodsza tez swedza oczy i smarka wiec daje jej syropu dla dzieci na alergie, niech wiec pies nie bedzie gorszy. Ja, chyba zachartowana przez ten Czernobyl, nie smarkam.

Kaza psu spedzac jak najmniej czasu na dworze wiec staram sie ograniczac. A on blaga by sie z nim pobawic w ogrodzie. Przynosi jedna pileczke, druga, nawet znalazl renifera- prezent swiateczny, ktorego nigdy nie lubil. Udaje, ze nie widze tej kupki zabawek u moich stop. Zdesperowany przynosi gumowego hamburgeta z piszczalka w srodku i piszczy nim, no dalej, choc sie bawic.

Dobra, ale zeby potem nie bylo na mnie.

Az sie boje do czego te psy w dzisiajeszych czasach sa zdolne. Jeszcze jak sie z nim nie pobawie wpadnie w depresje i bedziemy musieli jezdzic z nim do psychologa.

A wielkanoc wyjatkowo mnie zaskoczyla w tym roku. Czuje sie jak drogowiec w polowie stycznia.

wtorek, 15 kwietnia 2014

ale jazda

To co sie ze mna ostatnio dzieje to jakas jazda bez trzymanki, na jednej wrotce, do tylu na czerwonym swietle.
Organizacja nigdy nie byla moim drugim imieniem. Na widok listy rzeczy do wykonania dostaje panie ataku paniki, bo natychmiast wiem, ze nie zdaze, nawet jesli termin nie jest zadna data ograniczony.

Pojechalismy dzieciom wyrabiac paszporty. Biuro przyjmuje tylko do godzi. 4-ej. Musialam zwolnic dzieci troszke wczesniej ze szkoly, monsz sie urwal z pracy. Czulam, ze z moja glowa z lekka dynda ostatnio na sznurkach wiec wszystko sprawdzilam siedem razy: zdjecia, aplikacje, ksiazeczka czekowa, certyfikat urodzenia. No fszystko jest. Nawet to wszystko do eleganckiej, zoltej  koperty wrzucilam; z daleka widac, ze idzie matka zorganizowana; prawie matka roku. Dodam, ze mialam dla dzieci wode do picia a dla siebie jako ta wszystko przewidujaca dorzucilam szaliczek- narzutke, bo czasami w urzedach klima jest nastawiona na lodowke. Bylismy przygotowani za wszystko.
Jeszcze pani przyjmujaca aplikacje nie powiedziala czego chce, a ja juz to mialam w rekawie. Jest, jest, oczywiscie, jakze by moglo nie byc. I teraz tylko formalnosc, ID rodzicow poprosze. No pewnie, ze mam, grzebie w torebce i sama nie moge uwierzyc, ze jezdze samochodem bez portfela, czyli prawa jazdy.

Za pol godziny nie beda juz przyjmowac wiec szybko kalkuje, mowie moim, wy tu siedzcie, a ja lece po portfel do domu. Ta pani probowala cos powiedziec, ale nie pozwolilam jej skonczyc, bo balam sie, ze powie, ze mam nierowno pod beretem. Lece wiec do samochodu i wyscig z czasem. Oczywiscie korek, oczywiscie emeryt, oczywiscie migacza nikt nie wlacza. Az tu dzwoni monsz, ze spoko, oddech, oni do czwartej tylko na liste wpisuja, a sa tam do piatej i ze ta pani wtedy probowala mi powiedziec, ze nie musze sie spieszyc. I ze niepotrzebnie tyle trabie.

Zawsze w takich sytuacjach nadziwic sie nie moge, ze B. to wszystko znosi z takim stoickim spokojem i, ze nawet mu powieka nie lata. Moj ojciec tez by nic nie mowil ale zylka na czole juz dawno bylaby widoczna, no i potem nie mowilby juz nic do konca tygodnia. Monsz sugeruje tylko , ze gdybym miala jedna torepke to nie musialabym ciage przekladac portfela. I ze niby zawsze do wszystkiego bedzie mi ta jedna torebka pasowac? Faceci to naprawde czasami maja glupie pomysly.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Michalina

Michalino, nasza podrozniczko,

dzisiaj pijemy Twoje zdrowie

Michaliny ulubiona piosenka to "dzisiaj tu jutro tam" :)


Nad tortem narobilam sie tak, ze z przemeczenia literke wsadzilam do gory nogami





Kieliszki w gore,
a jak cos zostanie to bedzie dla Michaliny na droge





I do tanca. Tak czesto tanczymy, ze nam sie lydki slicznie wyprofiluja:








A na wzmocnienie ramion i posladkow:




Michalinko,
Czego Ci zyczyc? Zdrowia i spelnienia marzen. :***

My to mamy wesolo. Z imprezy na impreze. :P


piątek, 11 kwietnia 2014

Miska

Miska,
piekna i dobra kobieto,

zdrowia, pomyslnosci i marzen spelnienia. :***

zdrowie naszej Miski!



panie prosza panie
zakladamy boa
tanczymy i spiewamy: 





czwartek, 10 kwietnia 2014

kaszanka

Bylam na obiedzie dziekczynnym dla woluntariuszy polskiego festiwalu. Nie chcialam aby mi dziekowali, bo i za co, no ale skoro mial byc bigos to poszlam. Za bigosem to potrafilam dwa razy ten sam szczyt zdobywac, to co, nie podjade na obiad?

Bigos byl taki, ze oczywsicie poszlam po dokladke. A zeby bylo smieszniej i weselej byla loteria fantowa. Chyba chcieli sie pozbyc tego co im po festiwalu zostalo. Jedni wygrali koszyk ciastek inni karte telefoniczna do Polski, a ja, mozna rzec nagrode prawie glowna- mercedes benz niemalze, blisko, fanfary gotowe, hura, kaszanke. Niby darowanemu koniowi, ale jednak kaszana. Kaszanek zamrozonych, razem mrozem zlepionych tak, ze nie ma bata, nie rozdziele, sztuk 20. Taka piramida z kaszanki. I teraz panie co z tym poczac? Ostatnio jadlam kaszanke ze 20 lat temu i jedna to bym nawet moze sprobowala, ale czy dam rade reszcie? Juz mialam nadzieje, ze monzowi przez 20 dni, codzinnie, po jednej na lunch zapakuje, ze bedzie mial pozywny posilek, ale wzdryga sie tylko, ze krwi jadl nie bedzie. Na dzieci tez nie licze, bo juz widze jaka zazdrosc wzbudza w innych dzieciach takom kaszankom na lunch. Daj pociagnac z flaka, nie badz taka.  Na psa, pod warunkiem, ze nie jest to sucha karma, zawsze mozna liczyc, ale to byloby swietokradztwo. Za takom kaszankom to sie kiedys siedem godzin w kolejce stalo, albo cztery dni na wies jechalo, albo trzy paru butow wymienialo.

Moze calej menzowej rodzinie na wielkanoc podac mowiac, ze to polski kawior, a kawior to w koncu male jajeczka, wiec na wielkanoc to jak wnalazl.  Podalabym do tego male krakersiki zeby sobe po odrobince, mala lyzeczka, elegancko, tego kawioru nabierali. Nawet bym zademonstrowala z malym paluszkiem w gorze.

Kto wpadnie na kaszanke?

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

o jezyku gietkim (czyli prawie XXX) ;)

Jak pisal wieszcz  "Chodzi mi o to, aby język giętki
      Powiedział wszystko, co pomyśli głowa;". Logiczne! Proste, a jednak genialne. Sa takie slowa, ze czlowiek czuje, ze od dawna chcial to powiedziec, ze od dawna mial to na koncu jezyka i ze to zwykla zlosliwosc losu, ze zamiast tych slow to mu co najwyzej pypec wyskoczyl. Widocznie u roznych ludzi roznie sie ta gietkosc objawia.
Gdy czytalam te ksiazke czulam, ze ktos wyjal moje slowa, moje mysli, ze wlasnie to wszystko od dawna mialam na koncu jezyka. Cale szczescie historia nie byla moja, bo juz bylam gotowa pozywac o prawa autorskie. :P Wszystko takie bliskie jak moje, jak z mojej lepetyny, ale lepsze, trafniejsze, smieszniejsze.

Ksiazka ta to "Piaskowa Gora" Joanny Bator. 
Ktos ja u Mammy polecil i tak na nia trafilam.

"Zofia patrzyla w twarz cudzoziemca tak, jakby zagladala do studni, do ktorej wpadlo jej cos cennego, ale zamiast zlotego migotania widziala gladka powierzchnie wody i wlasne znieksztalcone odbicie."

"Halina nigdy nie zrozumiala, po co inni tak sie gapia godzinami w to pudlo, w ktorym pomniejszeni ludzie wygladaja jak gadajace szare trupy. Sie mamusia dowie, co na swiecie sie dzieje, namawia ja Stefan, a ona odpowiada, ze jak co dobrego, to nie powiedza i sobie zatrzymaja, a jak zle, to predzej czy pozniej i bez telewizji do niej dorze. Telewizor sluzy wiec lalce do siedzenia"

"Baba zawsze babe lepi zrozumi niz ukrzyzowany chlop, i do tego kawaler, mowila Lepka "
"Religa ojca, ktory skazal na ukrzyzowanie wlasnego syna, nie dawala Jadzi niczego, co mogloby jej sie przydac w zyciu, bo zadna matka nie wymyslilaby podobnej glupoty i raczej sama dalaby sie ukrzyzowac, nawet jak ja dziecko od czasu do czasu mocno denerwuje."

"Jadzia patrzy na wlochate dziurki w nosie Stefana. Wygladaja jak wilgotne oczka jakiegos zwierzatka, ktore jest lekliwe i bardzo lakome"

Ksiazka zachowuje idealny balans powiedzy wesolym i smutnym. Smieszy i wzrusza, no i te genialne porownania. Wielka przyjemnosc czytania.


czwartek, 3 kwietnia 2014

Willy Wonka

Jak wam juz zbrzydnie o dzieciach to pomachajcie albo wpiszcie trzy razy X w komciach, a wtedy wreszcie zaczne pisac o seksie. :P

Starsza jest w szkolnym zespole muzycznym gdzie gra na saksofonie. Jak co roku robia akcje, prosze mi powiedziec jak jest po polsku fundraise, bo jakos nic mi nie pasuje. Ani to akcja dobroczynna, ani charytatywna, zbiorka tez nie bo nie zbieraja a sprzedaja. Sprzedaja batoniki czekoladowe (kazde chetne dziecko dostaje do sprzedania walizeczke czekoladek, sztuk 60), a dochod przeznaczony jest na potrzeby zespolu. Myslalam, ze jak co roku wypisze czek na calosc z czego zwroci mi sie koszt pieciu czekoladek, a reszta czekolady bedzie dla mnie. Starsza mnie nie zawiodla, wziela tekturowa walizeczke pelna czekoladek do szkoly i poczestowala kolezanki. Przemeczyla sie tak, ze wiecej juz sie z ta walizka nie tastala. Uznalam, ze zdrowy tryb zycia znowu szlag trafi, ale sorry to naprawde nie moja wina, ze mam do zjedzenia walizke batonikow. Jeszcze sie zastarzeja. Az tu z cienia wyszla druga rodzinna business woman. Gdy w klasie mlodszej czytali bajke o czekoladzie i dzieci zaczely wzdychac, ze tak by sobie zjadly, postanowila sprostac oczekiwaniom rynku klasy 2-ej i zapowiedziala, ze maja sobie przygotowac po dolarze, bo jutro czekolada is coming to town. Oglosila, ze jesli komus zalezy to moze sie wpisac na liste i jesli nie zapomni przyniesc pieniedzy bedzie mial mozliwosc kupna przed tymi ktorzy sie nie zapisza. :PP Byly wiec zapisy, promocja, przedprzedaz i marketing jak nalezy. Kazalam jej te walizeczke wlozyc do plecaka, bo i tak nosi w nim tylko jedna teczke z zadaniem domowym, ale kombinowala tak, ze teczka sie pogniecie, ze jeszcze jej sie plecak rozerwie, koniec koncow widac bylo, ze ta walizka musi byc widoczna i niosla ja w sprawnej rece. I slusznie, bo ponoc ledwo pojawila sie w szkole juz miala klientow. Kupowali nie tylko uczniowie klasy 2-ej ale i klas straszych, a nawet panie nauczycielki. Pomoc kazala sie wszystkim ustawic w kolejce i tak szedl interes, ze od paru osob dostala nawet napiwek. 


Z 50-ciu zostalo nam tylko z osiem i wielu chetnych ktorzy chca kupic czekoladke jutro. Chyba zasugeruje aukcje i zobaczymy kto da wiecej. 



No i mam. Wszystko mi panie wykupiom! :P 




A skoro o czekoladzie to na deser mlodsza w musicalu Willy Wonka, jako oompa loompa, ktory mial miejsce w zeszlym roku. :)






środa, 2 kwietnia 2014

urodziny w odcinkach

Mlodsza w tym roku podniosla nam urodzinowa poprzeczke. Troche ja rozumiem, bo te dzieciece imprezy poza domem sa rownie szybkie co i drogie i dzieci maja tak czas zorganizowany, aby same za duzo, a najlepiej nic,  nie wymyslily. Moje zazwyczaj maja po nich niedosyt. Najwiekszym ich plusem jest to, ze samemu wiele organizowac nie trzeba i ze nikt w domu balaganu nie robi, ale te plusy niestety nie specjalnie przemawialy do mego dziecka.

Myslala wiec, co by ja ucieszylo. Wszystko panie nuda i latfizna. A moze by tak slumber party, czyli impreza ze spaniem? Pewnie, swietny pomysl, niech sie matka z cudzymi dziecmi meczy dzien i noc! To dopiero bedzie pyszna zabawa.

Uzgodnilismy, ze nie zapraszamy calej klasy ani calej okolicy, ze mala musi sie zdecydowac na piec najlepszych (do tego jeszcze najlepiej najgrzeczniejszych i takich co wczesnie chodza spac) kolezanek. Nie dalam jej jednak wolnosci w dystrybucji zaproszen bo przypomnialo mi sie jak to sto lat temu wyprawialam swoje, moze piate, a moze siodme, urodziny.

Moja mama ufniej podeszla do sprawy bo pozwolila mi samej zaprosic kilka kolezanek. Poszlam wiec zapraszac, a ze na moim blokowisku dzieci byly w prawie kazdym mieszkaniu, wiec tak jak szlam tak zapraszalam. Mialam nadzieje, ze nikogo nie pominelam.

Pamietam ten maly stoliczek, a przy nim chyba 6 malych krzeselek, 6 talerzykow i malych kubeczkow ktore sama po czubeczek, zeby nikomu nie zalowac napelnialam sokiem. Troche sie wylewalo, brat skarzyl, ze wylewam na obrus, a mama o dziwo powiedziala, ze nic nie szkodzi, niech sobie nalewa z czubkiem, w koncu to jej urodziny. Czulam, ze to dzien zdecydowanie wyjatkowy, czulam ze zaraz bedzie sie dzielo. Godzina wybila no i sie zaczelo. Przyszlo pol okolicy i mimo, ze wtedy w Polsce byly tradycje aby gosci sadzac za stolem, u nas trendy wybiegaly przed szereg i impreza byla chodzona, bo nie bylo gdzie tylu gosci posadzic. Mama wymyslala jak mogla i zaproponowala tance przy adapterze. Leciala Natalka Kukulska, ktora uwielbialam i czulam ze jest praktycznie moja siostra blizniaczka. Obie mialysmy babcie we Wrzesni, maja babacia znala jej babcie z widzenia, wiec mozna rzec, ze bylysmy praktycznie spokrewnione. Leciala wiec ta Natalka, bawilysmy sie w ksiezniczki i wolalysmy na pomoc rycerzy spod wiezy, czyli spod balkonu, ale tu cierpliwosc mojej mamy sie wyczerpala i zadnych rycerzy juz nie wpuscila. :P

Kiedys to byly imprezy urodzinowe, wzdech.

Na szczescie u nas stawilo sie tylko tyle dziewczynek ile wyslanych zaproszen i bawily sie razem wspaniale. Kilka mi powiedzialo, ze to najlepsza impreza urodzinowa na jakiej byly i wszystkie poszly spac bez problemu. Za to wstaly, cholera ranne ptaszki,  juz o szostej.

Tort bezowy, ktory zamowila siebie mlodsza wyszedl nieco uwedzony, ale wyszlam z zalozenia, ze skoro tortow bezowych tutaj nie ma, to tez nikt i tak nie wie czego ma oczekiwac.  Obficie oblozylam go kremem i owocami i mialam przygotowana w razie pytan wersje, ze tort jest delikatnie kawowy.

Czesc druga dla rodziny w te sobote, a potem mozemy juz sie zaczac gotowac do urodzin starszej.

A mowila mi starsza gdy byla mala, ze trzeba bylo na tym nasionku napisac numer dwa to mialabym je obie za jednym zamachem. Tak sobie slabo to wszystko zorganizowalam. :P