Jade do fryzjerki,
tak troche na ostatnia chwile wpadam,
rozgladam sie,
fotele jakies inne
ale w poczekalni jest fontanna czyli zgadza sie.
To czekam az pojawi sie moja fryzjerka.
Czytam gazetke,
dziwie sie, ze jej sie przeciaga, bo zawsze jest bardzo punktualna
Moze kogos krzywo obciela i teraz ratuje sytuacje trwala ondulacja.
W koncu pani w recepcji widzi, ze czekam i czekam, pyta, do ktorej to pani? Margo? nie ma? A Margaret? Nie ma? Musi byc! I tak jak jej wmawiam nagle dzwoni komorka na ktorej wyswietla sie imie mojej fryjerki.
Hmmm.
Okazuje sie ze jestem w salonie kosmetycznym dwie przecznice za daleko. Bieguskiem wiec, usmialysmy sie gdy suszyla mi wlosy na stojaco z glowa do dolu, bo nie chciala bym szla z mokrymi a nastepne klijentki juz stukaly obcasem.
A teraz cdn bo na razie to nuda panie (zawiozlam juz kiedys dziecko na urodziny koleznaki dzien za wczesnie wiec phi)
Dostaje dzisiaj teksta od fryzjerki, ze zmienila miejsce i ze teraz pracuje
tam gdzie wtedy z rozpedu pojechalam.