czwartek, 22 września 2016

Jak to umiemy trzymac jezyk za zebami

Wracam do domu, a tu starsza wybiega mi naprzeciw, mamomamomamo, ratunku.
Mysle, ze szkoly ja wyrzucili za palenie- nie, nie pali; za picie- nie, nie pije, to chociaz dwuja z bioli, nie, albo jeszcze nie. (tfu, tfu, odpukac)
Kolega, przyjaciel bardzo dobry, zaprosil ja na na tak zwany homecoming. Impreza szkolna, w stylu studniowki, tylko ze odbywa sie co roku, bardziej na poczatku roku. 
I gdyby to nie byl kolega, przyjaciel to albo by z nim poszla albo nie, ale ten kolega- przyjaciel prawie najlepszy, no jak mogl! Przeciez przyjaciel to nie material na randke. I ona mu tlumaczy, ze idzie z kolezankami, ze razem sie szykuja i ze moga sie pozniej gdzies zejsc z jego kolegami, ale za chwile dostaje teksta: w jakim kolorze masz sukienke, to muche pod kolor dobiore. Za nastepna chwile pomysl jeszcze lepszy: to MY najpierw pojdziemy na obiad do restauracji i potem sie z tymi kolezankami i kolegami zejdziemy. Starsza lementuje, jakie my, jakie MY, czy ja kiedys powiedzialam MY? Jak tu teraz odmowic aby przyjaciela nie stracic?

Ja chlopaka bardzo lubie, wiec mowie, ze ma mu powiedziec, ze moze mi mowic mamo. Pioruny w oczach powalaja mnie na podloge. Ach to stresujace zycie licealistki. Oddychamy do torebki.

Jak po ogien dzwonie do koleznaki i omawiamy ciezka zyciowa sytuacje mojej corki, po chwili dzwoni inna psiapsiula to przeciez nie bede takich spraw ukrywala tylko omawiamy jak bysmy same mialy isc na ten bal. Maz wraca to mu tez opowiadam nim buty jeszcze zdjal, bo takiej tragedii jeszcze w rodzinie nie bylo. :P

Starsza sie focha i pyta czy wszyscy musza o tym wiedziec? Wszyscy? Przeciez to prawie sama rodzina i nikt nikomu nie powie.

Wtedy wraca do domu mlodsza, powazna niczym siostra PCK przy zdejmowaniu opartunku, mowi ze ona tez ma pewne pomysly jak wyjsc z tej opresji bo... byla juz u sasiadow i omowili sytacje.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Wspomnienia wakacyjne

Wakacje byly i sie skonczyly.

Gdybym podloge miala czysta to moze i bym ja po powrocie pocalowala, bo na stare lata lubie wracac do domu.
Kiedys nie lubilam, po kazdej kolonii wracalam w spazmach, no moze raz z radoscia wrocilam z obozu w Swieradowie. Wszystko bylo fajnie i nawet nie przeszkadzalo mi, ze zamiast toalety byly dwa pedaly, ale w drodze powrotnej pewien kolonista zwrocil caly posilek do torby podroznej innej kolezanki, ktorej na nieszczescie zepsul sie zamek. Jechalismy wiec ta nysa, z gor na doliny przyklejeni nosami do malych lufcikow, bo tylko takimi oknami dysponowala nysa.

To teraz przeskok do 2016. 
Paryz- trudny temat. Juz kiedys bardzo mnie rozczarowal, ale ze dziecko mlodsze blagalo, ze dlaczego nie damy jej sie samej rozczarowac, to uznalismy niech ma, bedzie juz jedno rozczarowanie do przodu. Ja przyznam szczerze liczylam, bo jak mi pozniej inni ludzie mowili, ze Paryz jest zajebisty, obledny i wogole, to czulam, ze moze zle patrzylam, jak na tym filmie o metriksie, gdzie zasnelam i potem koniec, czlowiek sie nie polapie, przepadlo. Inni wychodza zachwyceni i cytuja dialogi i monologi a ja panie nic. I tak troche liczylam, ze jesli moze teraz uwazniej sie rozejrze, to tego setna zachwytu nie przegapie. Wynajelismy male mieszkanko na Mont Marcie, zeby bylo jak w tej piosence, tylko ze w piosence bylo na Mariensztacie, ale to bardzo podobnie, mozna powiedziec, to samo. Kamienica sliczna, mieszkanie malutkie, ale urocze. Myslalam, artystke mamy na skadzie to zobaczy tych malarzy artystow, otrze sie, zainspituje i jak wrocimy to bedzie jak ten Picasso. Wyszlismy na ten Mont Mart, ale nie bylo ani jednego artysty, a moze byli, ale nikt nie malowal, bo to moze czasy inne, trudniejsze, bo dookola nas nic tylko biznesmeni. I niby nie jestem rasistka, ale sama zaczelam, sie zastanawiac, czy aby na pewno, bo zaczelam sie ludziom i swiatu dziwic jak jakis rasita z poludnia, bo szlismy glowna ulica do metra, a tam sami czarni bisnesmeni. Sprzedawali zegarki, torebki (teraz wyraznie branie ma Michal Kores), komorki, papierosy i orzeszki ziemne (cos mi mowilo, ze orzeszki te zastapily kasztany z placu Pigal, co Jaoanna lubi je tylko jesienia). I przyktro mi to pisac, ale takiego brudu i smrodu to niestety jeszcze nie widzielismy. Mialo byc jak w piosence, ale chyba rapowej, albo hip hopowej. A zaraz obok ten kosciol piekny Sacre Coeur i tez sie napatrzec nie mozemy bo inny biznesmen silom dziecku robi bransoletke, a ta stoi i ryczy. No, ale jak tak ze cztery razy ta ulica przeszlismy to juz przestalismy byc tacy delikatni. Powoli zaczynalam zalowac, ze mam walizke rozmiaru pudelka do butow bo jeszcze bym zakupy gwiazdkowe zrobila. Prawda jest taka, ze nikt nas nie atakowal, ani nie okradal, ani nawet zle nam w oczy niepatrzyl, ale ogolna atmorfera byla dla nas dosyc specyficzna. 

Jak to poznej starsza opowiadala kolezankom; w tych miejscach do zdjecia jest nawet ladnie i przyjemnie tylko ta cala reszta nie specjalna. 

Za to Barcelona podobala nam sie wszyskim bardzo. Ogromne miasto, ale atmosfera bardzo wakacyjna i ludzie lokalni bardzo mili. Takie miasto ktore wie, ze przyjada i wyjada i widac, ale nie maja z tym problemu. I tak jak Francuzi Hiszpanie nie mowia za bardzo po angielsku, ale zupelnie im to nie przeszkadza, gadaja, usmiechaja sie i nie szkodzi ze sie nie rozumiemy, chodzi o przekazanie dobrej enerii. I tylko nam sie troche pierniczyly te jezyki obce. W spozywczym w Barcelonie przez dwa dni za wszystko dziekowalismy "merci" az gdy trzeciego gdy opanowalismy "gracjas" lokali uznali nas juz chyba za Francuzow  i przez kolejne dni odpowiedali nam "merci". :P

I jeszcze jedno wspomnienie: nie moglismy czegos znalesc, muzeum czy stacji metra; pytamy chlopaka na ulicy po angielsku a on pieknie odpowiada i cieszy sie, ze mowimy po angielsku i gada i gada i wypytuje. Akcent jakis dziwny, ale ach, jak milo sobie z obcym czlowiekiem pogadac nie ma migi. Zachwycona mowie mu komplement, niech ma, jezyk obcy pieknie opanowal, zasluguje na pochwale. Jak lanie mowisz po angielsku; skad jestes? Z Irlandii Polnocnej. :P

piątek, 27 maja 2016

Drogi pamietniku, droga Gosiu!


Ostatni raz mialam taka chandre w czterdziestym dziewiatym...

Dziecko starsze konczylo podstawowoke i panie nauczycielki poprosily o zdjecie z dziecinstwa. Strasznie wredne te nauczycielki w dzisiajeszych czasach. Zagrzebalalam sie w tych zdjeciach i wpadlam w czarna dziure. A potem okazalo sie, ze dziecko ma geny po matce i na wycieczce szkolnej do Disneylandu zostawilo pare butow w hotelu. Ja tez dosyc czesto zostawiam buty w hotelu. Taki gen kopciuszka chyba.

Jezdzilysmy za tym nowym obuwiem i rozmawialysmy o muzyce. Opowiadalam, jak ta babacia co dwie wojny przezyla, czego w jej wieku sluchalam i ona mi zaraz te piosenki z telefonu puszczala. Jazde wiec mialam podwojna, a nawet potrojna, bo jedno to po te buty, druga w przeszlosc gdy sama  nosilam takie buty glanowate przy ktorych ona sie teraz upiera (i nie zniecheca jej nawet ze jest sezon na klapki) i trzecia w przyszlosc ktora za szybko sie zbliza. To nie mozliwe, aby moje dziecko szlo do liceum, po piatej, niech bedzie, niech strace, do siodmej klasy, ale do liceum?

Sluchamy wiec Skory Aya RL i Hey o herbacie co stygnie  i Tiltu Moskawe (zeby tylko potem dzieko potem nie mowilo, ze Moskwa jest w Polsce!) i kocham cie jak Irlandie (zeby potem nie mowila  ze Irlandia tez jest w Polsce) i Wieze Samotosci.

A potem juz trudno, jest juz to uroczyste zakonczenie roku i na sale wprowadzaja wsrod wiwatow i oklaskow nasze dzieci, co to juz panie nie dzieci.  I idzie to moje dziecko i  i patrzy z daleka prosto i przeszywajaco w oczy, a ja rycze i czuje z nia te nic ogromnego porozumienia w tym sporzeniu. A potem wrzeszczymy z mlodsza na calusienkie gardlo gdy pada nazwisko starszej po dobior dyplomu. I milon mysli mnie rozrywa;  i widze ja jak pierwszy raz szla do zerowki. Wtedy, pierwszego dnia po powrocie ze szkoly dalam jej kucyka pluszowego rainbow dash, bo bala sie ciemnosci i tlumaczyla mi wtedy ze z takim kucykiem to by sie nie bala,a ona zawsze umiala mnie do wszystkich swoich swietnych pomyslow przekonac.
I tak o, zamykamy rozdzial pod tytulem podstawowka, i tak panie Romanie, zycie toczy sie dalej.


Jak fajnie ze Szpal gra znowu w starym skladzie. :)



czwartek, 7 kwietnia 2016

Planujemy wakacje.

Trzeba sie potwornie narobic zeby zaplanowac tzw. wypoczynek.

Teoretycznie powinno byc tak ze wczodzisz panie w interent, piszesz miasto, piszesz hotel, piszesz na ile i za i masz. No tak by zrobil moj monsz, wybralby pierwsze na liscie i w 20minut mialby cale wakacje zaklepane. Niestety, tym razem ja sie wzielam za planowanie wakacji i przepadlam na czy tygodnie. Dzieci glodne, brudne  zasmarkane a ja nic, nie ma mnie.

Nie tylko sprawdzam na mapie, co mamy blisko, co daleko, ale czytam wszystkie opinie poprzednich klijentow. I juz prawie jestem zdecydowana, bo pisza ze czysto, dobra lokalizcja, az tu jeden Steven z Australii pisze, ze budzily go halasy w rurach, ze jak ktos w budynku spusza wode, to slyszy to cala kondygnacja. No i co, teraz ja sobie wyobrazam, ze leze jak ten Steven i co chwila ktos z sasiadow sika i juz wiem, ze nie znasne. A co jesli ja bede sikala co piec minut, czy wtedy pojde pod drzewo zeby innych gosci nie budzic? No i koniec, przez jednego Stevena przepadlo.  Dlaczego to samo miejsce dla jednej osoby jest cudowne, a dla drugiej, cale mieszkanie smierdzi. Czy tylko Rebeca miala takiego pecha, ze poprzedni lokator nasikal i jej tam smierdzialo i oni po tym jak ona juz dawno posprzatali i moge smialo jechac? Dlaczego jak hotel jest szacowany w ludzikich opiniach na na 4 i pol gwiazdki to ludzie nie mogliby swego zadowolenia wyrazac miedzy 4 a 5, a nie, albo 5 albo 1. Jeden wyjechal i wroci z cala rodzina, a jeden nawet tesciowej tam nie posle?

Szukam wynajmu mieszkania przez ponoc polecane i bezpieczne strony internetowe; pisze do takiego pana ktorego mieszkanie mi sie spodobalo, a ten pan mi odpisuje, ze nie mam placic przez te bezpieczna ponoc strone tylko mam mu zrobic przelew gotowki na konto. Wtedy niestety odzywa sie we mnie ta kobieca intuicja i mowi, ze cos mi tu nie gra; ze ten apartament z widokiem na morze, gory, wschod, zachod, miasto i wies, to za bardzo wybiega naprzeciw moim oczekiwaniem. Zaczynam wiec studiowac jak do pracy conajmniej magisterskiej, jak to najczesciej oszukiwani sa ludzie wynajmujacy mieszkania przez internet. I pisza, moi mili, ze zadnych przelewow gotowka, nawet paypalem.

No, wiec nie jest tak hop siup, jakby sie wadawalo.

Ale, uff, juz wszystko ogarnelam. Nawet z rozpedu i szalenstwa nabylam sefie stick i teraz tylko snia mi sie koszmary senne, ze go zapomnialam. :P

wtorek, 15 marca 2016

Male duze jajko kurze

Byly takie kawaly ile potrzeba blondynek/ optymistow/ wedkarzy/ psychiatrow aby wymienic zarowke.
Wczoraj bawilam sie jak w takim kawale.
Ciasto bezowe na urodziny dziecka jest juz obowiazkowe i tak jak sie ciesze, ze dzieci absolutnie nie chca kolorowych torow, tak zawsze mam z tym ciastem bezowych tak zwane przygody.

Na ostatnich urodzinach poczestowalam tym tortem kolezanke i od razu wziela przepis. A ze wyprobowalam rozne przepisy to dawalam jej to z czysciutkim sumieniem, przetestowane prawie jak rad u Marii Skodowskiej i ona to moje ciasto na kazda okazje teraz piekla, ze takie latwe, haha i takie pyszne. Jej radosc byla moja radoscia, zwlaszcza, ze zgubilam gdzies przepis, a nie chcialam znowu przechodzisc do fazy pierwszej eksperymentow. Zadzwonilam wiec po moj przepis, ten latwy, haha i pyszny. Kolezanka przedyktowala, ale cos mi sie nie zgadzalo, upewnialam sie jeszcze tekstem czy na pewno z ta temperatura wszystko gra. Gra? To robimy. Tu bialeczko tu zolteczko, wszystko jak w masterchefie, pieczemy. Wedzi sie ale jeszcze jest surowy. Oh, wiedzialam, ze ta koleznaka teraz mi tego przepisu tak latwo nie odda, teraz ona bedzie piekla a mnie najwyzej da blaszke polizac. Nic, bo robi sie pozno, o poszukanie przyczyny niepowidzenia, idziemy do pani Magdy na youtube, ktora jak dla glupiego podaje krok po kroku co robic. No wiedzialam, ze czegos brakuje, slowo ktore zmienia wszystko to termoregulacja! Co tam, kto by sie jednym nieudanym bezem zniechecal. Jakie szczescie ze posluchalam swejego wewnetrzengo glosu i ze kupilam wiecej jajek. Znowu to samo, tu zolteczko tu bialeczko, znowu profeska pauna, ubite slicznie, wrzucamy do pieca. Teraz sluchamy dokladnie co mowi na youtube pani Magda. Najpierw temperatura wyzsza, ale zaraz potem obnizamy. No wstretna, baba, na pewno zlosliwie tak komplikuje, bo owszem nastawilismy wyzsza na termobiegach, ale wlasnie wtedy rzucilam okiem na te wszystkie zoltka. Wtedy wlasnie zal mi sie ich zroblo, wtedy odezwala sie ta przyslowiowa poznanska oszczednosc. Co tu z tym zrobic, czy kazdemu w zoltku trzy razy glowe umyc? Moze kogla mogla? I tu sie zaswiecila tak wyraznie zarowka, ta z tego kawalu i szybko zaczelam ja wkrecac. Zrobimy panie ajerkoniak! I najpierw wyszlo za slodkie wiec dodalam mleka, a potem za slabe to dolalam wutki, a jak juz bylo takie pyszne ze konczylam ze smakiem kolejny kieliszek nagle znowu zapachnialo zwedzona beza. Nie znizylam tej temperatury!

No i od nowa: bialeczko od zolteczka. Teraz juz sie relaks i zabawa w mastechefa skonczyly!
I wreszcie wyszlo! Biale i kruche.
Dzieci braly po kilka dokladek i oblizywaly talerzyk a wczoraj gdy odbieralam mlodsza ze szkoly powiedziala, ze podczas porannej rozmowy w kolku, gdy kazdy ma powiedziec co u niego, jedna z kolezanek ktora byla u nas na urodzinach zglosila sie i nie opowiedziala ze bylismy w dzungli dla dzieci, nie wspomniala ze bawily sie pol dnia, ale, wlasnie o tym ciescie co takie pyszne, i phi, takie latwe. Ponoc opowiedziala ze u nas pierwszy raz w zyciu zjadla trzy kawalki tortu (no dobram kroilam cienko zeby dla mnie wiecej zostalo :P). Wiec co tam, bilans dodatni, a ja mam mnustwo pysznego ajerkoniaku.

poniedziałek, 8 lutego 2016

o sporcie i dziecku ktore nie lubi sie czesac

Znowu bedzie o dziecku, bo zadziwia mnie bardzo.
Gdy starsza sie przyznala, ze na w-fie zamiast pobiec piec kolek wokol boiska pobiegla tylko cztery, bo prawie plucka wyplula, ale i tak dobiegla w podobnym czasie co ci z piecioma okrazeniami wiec nikt sie nie zorientowal, to wogole sie nie zdziwilam. Nie zebym chwalila, ale pretensji ani zalu nie czulam. Nigdy specjalnie w-fu nie lubilam. Oceny z biegania nadrabialam krotkimi dystanasami, ale dlugie konczylam w stanie ciezkim, przedzawalowym i epileptycznym w jednym. Bardzo marzylam o zwolnieiu z w-u, abym w tym czasie mogla sobie spokojnie czytac Anie z Zielonego Wzgorza, a najlepiej gdybym mogla je dostac rowno z kolezanka to nawet by nam sie nie nudzilo bo pogadalybysmy sobie o losach Niewolnicy Izaury.
Niestety moi rodzice nie byli czuli na moje prosby i nigdy zwolnie nie mialam. Gdy obierano druzyny nie wybierali mnie na koncu tylko dlatego ze za mnia byli jeszcze mniej wysportowani.

No dobra, moze i az tak zle nie bylo bo dostalam zaproszenie od pana od w-fu do druzyny koszykarskiej, pewnie dlatego, ze bylo malo chetnych. Przy okazji namawial mnie bym sie zapisala na SKSy czyli na tak zwane szkolne kolko sportowe. I ja naprawde chcialam dac tym eskaesom szanse, wydawalo mi sie, ze skoro tyle ludzi chodzi do szkoly po lekcjach, to musza miec jakis dobry powod, ze moze jest tam jakas swietna zabawa, moze odkryje cos co mnie sama zaskoczy. I mojemu rozczarowaniu nie bylo konca, teraz sama juz nie wiem czy liczylam, ze oni tam lambade tancza czy kabanosy spod lady w przerwie jedza, ale gdy przebieglismy tyle samo kolek rozgrzewki co na normalnym w-fie plus moze jeszcze ze dwa, a potem cwiczylismy rzuty do kosza, to wiedzialam, ze nie dziekuje, pierwszy i ostatni raz dalam sie tam nabrac. Wole spokojnie wisiec na trzepaku, grac w gume przed blokiem, albo ogladac Pankracka.

I teraz nadziwic sie nie moge, bo mam na skladzie w domu taka jedna ze pacze i pacze i mowie: to na pewno nie po mnie!
Mlodsza nie tylko smiga jak wiart: w jakis biegach mierzyli czas i liczyli ilosc okazen; biegli chlopcy i dziewczyny, jej rocznik i rocznik wyzej i w tejze grupie ponoc wybiegala najwiecej i wcale zawalu na koncu nie dostala. Ja wiem, ze wielu sie po prostu nie chcialo tak biegac, ale ze jej sie chce i ze ma z tego przyjemnosc to mnie wlasnie panie dziwi.

Gra od paru lat w pilke nozna i nie od razu dawala czadu, ale jest w niej jakas sportowa determinacja ktora jest mi obca. Ostatno doprowadza mnie do stanow przedzawalowych: wygrywa ze swoja druzyna turnamenty, dwa ostatnie finaly zakonczyly sie w rzutach karnych i to ona byla ta strzelajaca jako ostatnia i wszyscy jej mowili, ju ken du it, no preszer.
Jasne, ja tez sobie mowie, ju cen du it, no preszer, oddycham do torepki albo juz wogole nie oddycham, a ona smieje sie i z daleka widze jej doleczek i nagle pisk radosci gromady malych dziewczynek, prezes klubu placze z radosci bo tego turnamentu to oni jeszcze nigdy nie wygrali, ani dziewczynki, ani chlopcy, ani mali, ani duzi, a im sie tak o wlos udalo i podrzuca trener moje dziecko pod samo niebo bo to bylo jego marzenie i teraz moze jusz spokojnie umrzec. I adrenalina taka ze ja potem dwa dni spac z wrazenia nie moge, a ona spi jak zabita i nawet nie przeklina przez sen (jak moj brat, ktory po kazdym meczu pilki noznej pod blokiem, przez sen przeklinal tak, ze mama tez spac nie mogla bo docieralo do niej, ze to dziecko w domu spokojne i ulozone, tak w nocy przeklnajace, musi prowadzic podwojen zycie.)

A teraz z innej beczki, bo to dziecko me jest jednoczesnie bardzo uparte i najbardziej nie lubi sie czesac. Przebolalam, ze walkoczy jej plesc nie bede, ale dlugo walczylimy aby wychodzila z domu uczesana. Niestety na te sportowe zabawy musi miec wlosy zwiazane w kitke i nie da sobie maupa tego konskiego ogona zrobic, tylko sama sobie byle jak te kitke na karku zwiaze i rece zalamuje, ze inne dzieci takie kitki, takie kakardy, a my tu naprawde, zadnej radosci i optymizmu w tej kitce. Dostaja nawet w kolorach koszulek takie gumki z wplecionymi w nie wstazkami, ale dziecko mi zawsze mowielo, ze ta wstazka jak biegnie ja wnerwia, bo za bardzo jej szelesci. Az tu mowi, ze ja mam jej zrobic kitke i wstazke i wszystko jak nalezy. Zdziwilam sie bardzo, ale radosc wypelnila moje serce. Pytam sie dlaczego taka zmiana, a ona odpowiada, ze nawet trener sie jej chyba o te wlosy czepia. I co ci mowi, corciu? Przezywa mnie... messy.

Messy- po ang balaganiarz
ewentualnie Messi- sportowiec, kazdy wie, ale moje dziecko nie wiedzialalo, bo jesli juz to oglada grajace w pilke kobiety . :)

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Mlodsza pisze podanie o prace

Umarlam prawie przez to niskie cisnienie, bo padalo u nas przez tydzien, ale za to w tym czasie na polnocy stanu padal snieg. Zasypalo sniegiem jak w siedemdziesiatym dziewiontym wiec szykowalismy sie by wskoczyc w ten puch i udawac ze umiemy latac. Poniewaz dziecka w piatek mialy dzien skrocony (nauczyciele mieli jakies szkolenia) namawialismy dzieci na wagary. U starszej w takie krotkie dni jest to czesto dzien pizamowy i ogladaja film, u mlodszej zazwyczaj maja dzien MacGyvera, daja im garsc patykow i gume do zucia i kaza zbudowac most zwodzony. Starsza juz sie pizama w szkole tak nie ekscytuje, mlodsza lubi te dni skrocone, ale wizja, ze w tym czasie bedzie jezdzic na nowej desce tez byla dla niej kuszaca. Lubimy bardzo jezdzic w piatki bo w przeciwienswie do weekendow naprawde mozna sie poczuc jak na lonie natury. W weekendy nadmiarem ludnosci bardziej to przypomnina dobry koncer rockowy na swiezym powietrzu.

Juz wietrzylam ubrania zimowe, juz cwiczylam postawe zwinnego narciarza, az tu mlodsza stwierdzila, ze ona nie moze opuscic tych trzech godzin w szkole, bo... beda pisac podanie o prace!

I przepadlo. Bo przeciez nie przezyje jesli za dwadziecia lat bedzie mi wymawiac, ze przeze mnie jest bezrobotna. Pojechal monsz i starsza, ktora nie musiala pisac podania o prace.

A dzisiaj mlodsza ma rozmowe o prace. Za tydzien maja wycieczke to BizTown, takiego miasteczka karier dla dzieci (tu link: http://www.jaaz.org/ja-biz-town/ ) i ta rozmowa to takie wstepne eliminacje by dostac sie na wymarzone stanowisko. Pozycje na liscie przerozne: od pracy w pizzerii po prezydenta miasta czy CEO.

Ponoc w klasie obstawiali, ze mlodsza bedzie startowac na prezydenta miasta, ale ona uznala, ze w zyciu nie chce miec tak nudnej roboty. A ze mogli wybrac trzy zawody, skoro nie bylo opcji pilkarki to zdecydowala ze bedzie albo dziennikarka TV albo reporterem, albo... DJ-em.

Dostali taka ksiazeczke jak przygotowac sie do rozmowy o prace, w ktorej byl szereg pytan, ktore mieli sobie przecwiczyc i jedno z nich brzmialo: kto jest twoim autorytetem. Zapytana rzekla (nie, nie mama, serce mi peklo, bo juz sie czulam jak na oskarach i gotowa bylam na zblizenia kamer, ale) siosta, bo ma zawsze dobre pomysly i jest jej, tu wyjelam chusteczke, jest jest zawsze podpora, zawsze w nia wierzy i jest jej najlepsza przyjaciolka. I nie wiem, czy to na potrzeby rozmowy, bo czesciej to one sie kluca niz dogaduja, ale wzruszylo mnie to, bo nawet jak to starsza uslyszala, to nie zasmiala sie smiechem hieny, tylko odparla, ze tak wlasnie jest.