czwartek, 28 maja 2015

zakonczenie roku szkolnego

U nas dzisiaj zakonczenie roku szkolnego. 

I przypomnialo mi sie jak w 5-ej klasie pobieglam do kwiaciarni po kwiaty dla pani nauczycielki, a ze sie zgapilam i poszlam rano w dniu zakonczenia , a wszyscy przezorni to juz dzien wczesniej, wiec ostaly sie tylko czerwone gozdziki, a jedyny kolor wstazki jaki kwiaciarni zostal na skladzie byl czarny. To wzielam, zeby nie bylo ze pozalowalam, czy oszczedzilam na wstazce. 

A innym razem panu z ogniska muzycznego skomponowalam najpiekniejszy bukiet- biale gozdziki z biala wstazka. Chyba podswiadomie czulam, ze nalezalo mu sie za cierpliwosc. 

czwartek, 14 maja 2015

Jak na spowiedzi

Dzisiaj bedziemy sie bawic w kaznodzieje, psychologa i psychiatre. Co se bendziemy zalowac?

Ale zabawe zaczynamy od problemu, bo kto bez problemu szuka porady? Bez problemu nie ma zabawy.

Spotkalo mnie swinstwo. Okropne. Prawie jakby mi przyjaciolka chlopaka na dzien przed balem maturalnym ukrada.

Nie podam szczegolow, bo to jak krecenie nozem w swiezo gojacej sie ranie, ale spoko, monsz jest czysty, przyjaciolki tez, to nie o nich historia.

Nie podam szczegolow, bo jeszcze powiecie mi, wiesz bierz siekiere i poucinaj im te glupie glowy, a ja jeszcze was poslucham. :P

Historia troche taka jakbyscie brata zaprosili na wlasny slub, brata co mieszka blisko, nie musi isc na piechote z Indonezji, do tego ma byc swiadkiem. A tu nagle na 2 dni przed slubem okazuje sie, ze brat jedzie na ryby, bo w koncu weekend bez ryb to weekend stracony, tuz przez ceremonia wsiada na rower, bierze wedki i swieze dzdzownice i jedzie ta polna droga hen, a wy stoicie, patrzycie, oczy przecieracie bo to jakby wam pan mlody uciekl sprzed oltarza. Takiego numeru to by sasiad nie wykrecil, a co dopiero rodzina.

Nie chodzi o szczegoly. To tak jak w serialu "Labirynt" gdzie zawsze pisali na koncu, ze wydarzenia sa przypadkowe. Niestety rana jest juz prawdziwa. I takiego bolu rozczarowania drugim czlowiekiem jeszcze nie przezylam i zadne szczere zwierzenia najkochanszym adoptowanym siostrom nie pomagaly. Nie pomagalo, za zamiast tego brata co pojechal na ryby pojawily sie inne wspaniale i bliskie osoby, bo przyroda lubi rownowage, wiec jedno swinstwo wyrownywalo tyle fajnych ludzi i wina i w sumie super uroczystosc, ale niestety bol w plucach trwal i nie dalo sie tego swinstwa przelknac ani winem, ani golabkiem.

Az spotkalam sie z amerykanskimi kolezankami (mamy taka dziwna grupe czterech dziewczyn, dwie wierzace, jedna ateistka, jedna pastorka, poznalysmy sie przez dzieci, a teraz same robimy sobie babskie spotkania, bo nikt kobiety nie zrozumie tak jak inna kobieta). Postanowilam otworzyc te schowana we wlasnej trzewi puszke Pandory, mamy w koncu na skladzie nauczycielke, lekarke i pastorke to se mysle, oszczedze na psychologach. Wiedzialam, ze pastorka powie o mocy wybaczenia itd itp, a ze swietna i szalona z niej kobieta wiec ciekawa bylam tego kazania, ale to co ona wymyslila przekroczylo moje najsmielsze oczekiwania.

Uczyli nas "kto jest bez winy niech rzuci kamieniem", ale ona zrobila z tego niesamowily urzytek. Powiedziala mi, kazdy ma na swoim koncie gorsze momenty, jak nie w tym 10-leciu to w poprzenim. Przypomnij sobie mlodosc, dziecinstwo, komu zrobilas swinstwo, tam przenies te dzisiajsze zle uczucia.

To se mysle i przypomniala mi sie moja kolezanka z sasiedztwa, imie zmienione, Marysia. Marysia byla 2 lata mlodsza, bardzo zdolna, wesola, ale zezowata. I ja ktora sie z nia prawie wychowalam tego zeza nie widzialam, widzialam tylko fajna dziewczyne, ale czasami bolalo mnie, ze inni tego zeza widza i jej go wytykaja, jakby to byla kwesta wyboru czy zlosliwosci. Marysia tez przez te uwagi spostrzegawczych tracila zaufanie do ludzi i gdy niewinnie dzieci sie nas pytaly "chcecie sie bawic w chowanego" Marysia odpowiadala "moge, ale bez laski (uaski!!! :P)". Ile ja sie musialam z nia nawalczyc, ze nie musi dodawac tego "bez laski", ze oni nie maja ukrytych zlych zamiarow. Teraz dopiero widze, ze ta postawa nie wiziela sie z powietrza. No, ale do mnie Marysia miala pelne zaufanie. Bylam jej body gardem, a ja naprawde bardzo ja lubilam. Czasami troche mi roznica wieku przeszkadzala, bo 2 lata  w tym wieku to jak 40, ale zazwyczaj nie bylo prolemu. Kiedys mama Marysi wpadla na pomysl, ze moze pojechalybysmy razem na kolonie. Pomysl wydawal sie bardzo dobry. I tutaj niestety nie spelnilam sie jako opiekunka/ kolezanka/ powierniczka. Nasz autobus z miasta P dojechal do miasta L i tam nastapila przesiadka kolonistow. Wysiedlismy z naszego autobusu, a w tym nastepnym miejsca byly juz przerzedzone. Nie bylo dwoch wolnych i tak sie rozgladaysmy gdzieby tu usiasc. Nadle 3 wesole dziewczyny w moim wieku wybraly mnie z tej garstki zagubionej, ze kolo nich jest wolne miejsce. No nie wezme Marysi na kolana, poszlam, zobaczymy sie na miejscu. Ale jak juz jechalam z tymi dziewczynami pol dnia przez ten kraj, przez kazda wioske i kazde miasto, jak juz kazdy kazdego poczestoweal landrynkom/ agrestem/ herbata z bidonu/ wafelkiem price polo, jak juz kazda kazej pokazala kolekcje zdjec legitymacujnych kolezanek z wpisem na odwrocie "tak mnie namalowal swiat gdy mialam 11 lat" to troche sie zzylysmy i gdy postawili nas przez namiotem wojska polskiego z pryczami na 20 osob to zaklepalysmy je sobie obok siebie. I wtedy przypomnialo mi sie o Marysi i przedstawilam ja moim nowym kolezankom, ale one spojrzaly na nia z taka pogarda, ze nie, kochana, ona do nas nie pasuje, wszystkich potencjalnych chlopakow do tanca na dyskotece nam odstraszy. Nie nadaje sie. I ja, niestety, nie stanelam po jej stronie. Oczywiscie wyrzuly sumienia smazyly sie we mnie jak swieza watrobka na cebulce, az w koncu nie wytrzymalam, zostawilam te nowe kolezanki i poszlam do tej starej, od dziecka mi znanej Marysi i ona powitala mnie z otwartymi ramionami. Potem poznalysmy inne fantastyczne dziewczyny i moge powiedziec, ze byla to jedna z lepszych kolonii.

Kolezanka pastorka powiedziala, ze kazdy na w sobie jakis brud i kazdemu kiedys jego swinstwo zostalo wybaczone, wiec ty teraz nie kis tego w sobie, nie hoduj zlej energii, tylko wybacz, bo co masz sie meczyc? I wiecie co, teoretycznie to samo powiedziala moja mama, to samo mogla powiedziec pani w kolejce na poczcie czy w Starbucksie, nawet ja sama moglam sobie te same zlote rady podsunac, ale w kontekscie tego swinstwa z przeszlosci to nabralo zupelnie innej sily. I myslalam o tej Marysi, ktora rozczarowalam i myslalam o tym symbolicznym bracie co pojechal na ryby i wszystko, cala ta zlosc, bol w klatce piersiowej, noz w plecach, dziura w sercu i mozgu, rozczarowanie drugim czlowiekiem zupelnie ze mnie splynelo.

I tak w tej terapii doszlismy do konca.

I podaje to jako kolo ratunkowe, przepis jak zyc i pomino podlozonej swini, nie dac sie utaplac; jak zyc i nie zostac rozgoryczona, zgoszkniala staruszka. Dla mnie byla to zdecydowanie jedna z lepszych porad.