środa, 25 czerwca 2014

zakrecona

O rany. Czlowiek chce sie wreszcie zaczac pakowac, albo chociaz zakupic potrzebne do pakowania walizki, a tu dzieci ciagle wymyslala coraz ciekawsze zabawy. No kto by pomyslal, ze starsza mi taki numer wykreci i to doslownie. Dziecko wpadlo na pomysl by zrobic sobie loki. No jest cos w tym powiedzeniu na glowie loki a w glowie ptoki bo od razu poleciala po bandzie. Poniewaz ma matke, ktora za lokami nie szaleje, a jedyne co ma na skladzie to prostownice, to dziecko, jak ten pomyslowy Dobromil zaczelo kombinowac. Wziela wiec taka waska okragla szczotke z bardzo dlugim igliwiem. Nie wiem co ta szczotka u nas robila. Mlodsza ja kiedys kupila bo byla w kolorze teczy, ale na tym jej urok i przydatnosc sie konczyla. Starsza zaczela krecic i suszyc, suszyc, krecic wykrecac, az tu nagle przyszla ze szczotka na czubku glowy tak wkrecona, ze ani w prawo, ani w lewo, ani w gore ani w dol. Probowalismy podwazac wlosy, nic, wykrecac ani odkrecac nie dalo sie bo ciasno, panie, ciasno. Juz rozwazalismy obciecie, ale to musialaby byc bardzo krotka fryzura. Juz widze te ciotki w Polsce dyskretnie pytajace czy wlasnie przechodzilismy wszawice?

Mowie jej, ze sprawa jest beznadziejna. I nagle w mojej glowie jawi mi sie obraz z dziecinstwa, obraz z nawy bocznej sw. Tadeusza Judy, patrona spraw beznadziejnych. Pamietam doskonale, bo od dziecka wiedzialam, ze to imie obok sw. Antoniego moze sie w zyciu przydac, tylko oszczedzalam na czarna godzine. Wtedy smiech mnie lekki ogarnal, ze ja tak portafie tu swiety od tego tamten od tamtego, ze no naprawde moher. A jak moher i moherowy beret to czym sie robi jak nie szydelkiem, a szydelkiem to dzieci me robia branzoletki. Dawaj szydelko! Wlos po wlosie, kepka po kepce wyciagalam z tej szczotki te biedne wlosy. Szlo to powoli, starsza przyniosla sobie laptopa i pol filmu w tym czasie obejrzala. Jak skonczylam, tadaaa, wyszlo nam sliczne afro wieksze od glowy.
I tak to sie bawimy w dzierganego.

Starsza twierdzi, ze to wina braku lokowki i zamierza ja kupic, a ja sie boje, ze to moze sie tak skonczyc. Pamietacie to video?






czwartek, 19 czerwca 2014

Pomylka

Dostalam emaila od pani z tamtej szkoly, ze bardzo szkoda, ze dziecko, tak blisko, tuz tuz,  ale kilkoro dzieci wieciej niz miejsc, ze trudna decyzja, bla, bla, bla. No czulam, ze jakis Einstein naszej Sklodowskiej noge podlozy.

Ale w sumie to sie ucieszylam, ze nie bede musiala jej wozic. Z radosci zrobilam sobie trzecia kawe i odpisalam pani, ze bardzo dziekujemy za uwage, ze i tak czujemy sie nominacja wyroznieni i postaramy sie jej za bardzo zyciowo nie zmarnowac. No i nie wiem czy pani sie przestarszyla, ze nie mozna nam zaufac czy co, bo zaraz zadzwonila.

Pomylka, ze ja na formularzu wpisalam, ze dziecko jest w 3-ej klasie, wiec ona ja przymiarzala do dzieci z 4-ej, a przeciez ona dopiero idzie do 3-ej. (bo tam ponoc trzeba byc z czytaniem i matma min. 2 lata do przodu). No ale skoro sa wakacje, to chyba do drugiej tez juz nie chodzi, proszem paniom. Czy to byl test dla rodzicow na inteligencje i nie zdalismy? Bo wiekszosc rodzicow czesciej sprawdza skrzynke pocztowa i oni zlozyli podania jeszcze pod koniec roku szkolnego, a nie w wakacje. A my sprawdzamy raz na miesiac, bo nie oczekujemy tam niczego lepszego niz ulotki wiec jakos nam sie nie pali.
Chyba ze czekamy na jakas smaczna ksiazke. ;)

To teraz trzymajcie kciuki, aby to byla dobra decyzja, bo troche sie tego wszystkiego boje.
A najbardziej sie ciesze, ze tak jak ja sie wszystkiego boje to moje corki niczego sie nie boja.

środa, 18 czerwca 2014

Urodziny Olgi!

Olgo nasza kochana
zycze ci dzisiaj od rana
spelnia wszystkich marzen i
samych fajnych wydarzen



Twoje zdrowie!



a reszte Marek Grechuta dopowie:





poniedziałek, 16 czerwca 2014

sen

lo matko, pozno poszlam spac, z ranka wstalam, czekalam, az zrobi sie kawusia i leglam na minutkem na kanapie.

I dopadl mnie sen.

Jade sobe samochodem, robie zakret, a wlasciwie ledwo go wyrabiam bo okazuje sie mam podczepiona wielka przyczepe. Parkuje, otwieram, a tam polki a na nich pelno chleba, bulek, bagietki i paczki, ponczki nie paczki, w czekoladzie. A ja wlasnie nie lubie w czekoladzie.

No i sie zastanawiam co z tym fantem zrobic. Zjesc czy zgloscic? Czy zostane posadzona o kradziez plandeki z pieczywem?

Nic, jestem obok mola to ide za zakupy, wiadomo, ze jak sobie czlowiek cos ladnego kupi to od razu lepiej mysli. Mlodsza mam ze soba; nagle ona widzi jakies przedszkole dla dzieci, taka przechowalnia dzieci jak w Ikei i tam sobie idzie. W toalecie spotykam przyjacioke i ona radzi mi, ze obok jest jakas piekarnia, zeby tam odwiesc to pieczywo, bo pewnie gdzies ludzie chodzom glodni, ja sobie po molu laze, a pieczywo stygnie.

Bla,bla, bla, pozbywamy sie pieczywa, robi sie ciemno, a ja nie pamietam gdzie zostawilam mlodsza. Dostaje sennego ataku paniki po pot i zadyszke. Dlaczego ona nie ma komorki, do starszej bym zadzwonila i znalazla, a gdzie ona mala, biedna sie podziewa. Biegam i szukam. Wychodze z mola aby jechac do domu, bo moze dziecko zamiast dzwonic na komorke z pytaniem "mamusiu gdzie sie podziewasz?" zadzwoni na domowy. Patrze, a parkingiem maszeruje mlodsza z teczka pelna rysunkow pod pacha i mowi "ide do domu bo nuda, oni nic tylko tam koloruja".

co poeta mial na mysli? :P





niedziela, 15 czerwca 2014

Urodziny!

Z okazji urodzin, Viki
zycze ci bys miala wyniki
niech ci sie spelnia wszystkie marzenia
i zrobilam ci torta do jedzenia:






Pijemy Twoje zdrowie!




A to kazdy o Tobie zapiewa lub powie ;)







wtorek, 10 czerwca 2014

wspomnienia kolonijne

Starsza wybiera sie tego lata na pierwsze kolonie, co oczywiscie przypomina mi moje tego typu wyjazdy.

Pamietam, ze pakowac sie zaczelam miesiac wczesniej (szkoda, ze ta cecha charakteru gdzies po drodze zaginela). Najpowazniej podeszlam do sprawy torby podrecznej. Byla sliczna, ostro pomaranczowa, w sam raz na kolonijny szpan. Caly miesiac ja pakowalam. Nie pamietam czy mialam tam trzy litry pepsi w szklanych butelkach czy cztery bidony z herbata; bo przecie karty i flirt towarzyski z obrazkami kamasutry na odwrocie nie sa takie ciezkie. Gdy pospiesznie podnioslam torbe w dniu wyjazdu to poszedl pasek. Wtedy ojciec z werwa przepakowal mnie to innej, pierwszej lepszej torebki mojej mamy, przy czym ja uznalam, ze fstyd, obciach, stare i niemodne i, ze ja z ta torba nie jade. Ojciec stwierdzil, ze w takim razie nie jade, bo nie na czasu na przepakowanie. Na przepakowanie nie, ale na focha zawsze wystaczy.Usiedlismy tak z z twarzami pokerzysty i czekalismy kto zmieknie. Oczywiscie, ze ja, bo zaraz autobus odjedzie beze mnie. To dopiero bylo wejscie. Spozniona, zasmarkana- zaryczna, ale i tak przekonana ze te przyklejone do szyby w gotowym do drogi autobusie twarze gapiom sie na mnie ze wzgledu na te torebke.

Na koloniach zawsze zakochiwali sie we mnie wlasnie ci ktorzy akurat najmniej mi sie podobali. I potem bylam rozdarta miedzy litoscia, a niechecia. Ze litosc daleko nas nie zaprowadzi nauczylam sie gdy dalam sie namowic na lody i pierwszy raz w zyciu lody mi nie smakowaly i ich nie skonczylam.

A najmilej wspominam chlopaka, ktory tez mi sie nie podobal, ale mial do tego fajne podejscie. Najpierw zrywal mi roze z klombu, a potem spiewal "oh, Ela stracilas przyjaciela", a na koniec wypil mi caly szampon bambino. Nie wiem czy byla to proba samobojcza czy chcial przez to pokazac swa sile i determinacje, czy tez taka "slodka" zemsta.

Pierwsze odwzajemnione uczucie kolonijne nastapilo w 7-ej klasie. Na chuscie kolonijnej mialam po nim krople krwi, bo oszczyl mi kij na ognisko i sie zacial. Potem pisalismy do siebie listy i bardzo mnie namawial na spotkanie i wtedy nauczylam sie, ze zwiazki na odleglosc sie nie sprawdzaja (co potem zadecydowalo o moim szybkim zamazpojsciu i emigracji). Lata pozniej jechalam pociagiem z Poznania do babci do Wrzesni, a tam panie, Rawicz, rzut beretem od Poznania, a wtedy wydawalo sie, ze dzieli nas ocean. :)
(Moze dzieki temu lata pozniej, w innym zwiazku,  juz nawet ocean nas nie rodzielil ;))

 Ile to sie czlowiek o zyciu na takich koloniach nauczyl.

A jakie sa wasze wspomnienia z kolonii?


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Zabawa w dom

Mlodsza byla na urodzinach, gdzie cala frajda polegala na tym ze dzieci uczyly sie gotowac u profesjonalnego kucharza. Zrobily pizze, cupcakes i szejki (ale niestety nie stiwens). W miedzy czasie pogadalam sobie z innymi mamami  i jedna powiada, ze ona tez sobie zrobila urodziny w tym miejscu. Nie, nie zartowala. Nie moglam pojac co to za frajda. Ja wiem, to juz nie te lata, gdy pilo sie i balowalo do bialego rana, ale zeby najlepsza zabawa, w taki dzien, byla zabawa w dom?  Nie robila co prawda ze swoimi goscmi pizzy, ale bardziej wyrafinowane danie, niemniej jednak o maj gasz, nie dosc, ze musze zaplacic to potem jeszcze sama musze ugotowac? To nie lepiej usiasc i spokojnie zjesc w restauracji? W kucharza moge sie spokojnie pobawic w domu i to za darmo. Rozumiem, male dzieci sie ciesza, ze pacz panie, pizza, tymi rencami, toz to prawie czary- mary, ale dorosle ludzie co to ich nikt od dawna z kuchni niewygania beda czerpac radosc z krojenia cebulki? Myslalam, ze moze na deser dla doroslych kucharz robi taniec na stole ze striptisem, ale tez nie. I znowu, panie, widac, ze jakas taka malo nowoczesna jestem.